Spodziewano się w Cannes trochę innego werdyktu, wyraźniej podkreślającego, czym żyje współczesny świat, uwikłany w nierozwiązywalne problemy z uchodźcami, dramatycznie odczuwający radykalizację nastrojów społecznych, zmagający się z budowaniem murów między narodami. „The Square” pozornie wydaje się dziełem pięknoducha poświęcającego uwagę rytuałom i konformizmowi szeroko rozumianego środowiska artystycznego, ludzi bogatych, oderwanych od rzeczywistości, niemających odwagi brać odpowiedzialności za to, co robią. Szybko jednak okazuje się, że obdarzony wyjątkowym poczuciem humoru Szwed Ruben Östlund podkręca satyryczny ton, zręcznie wpisuje się w styl narracji narzucony przez Felliniego w „Słodkim życiu” i Sorrentino w „Wielkim pięknie”, tworzy podobny, lecz całkowicie odrębny, fascynujący, dowcipny spektakl na temat lęku przed naruszaniem norm w życiu codziennym.
Autor „The Square” chorobę współczesności dostrzega w procesie zacierania granic między działalnością piarową a realnością. Co sądzić o promocyjnym filmiku ukazującym dziewczynkę, która ginie w zamachu terrorystycznym, zrobionym w celu rozreklamowania banalnej wystawy, na którą nikt w innej sytuacji nie zwróciłby uwagi? Jak zareaguje publiczność, gdy cyrkowiec udający goryla zacznie zachowywać się do tego stopnia agresywnie, że obserwatorzy poczują się zagrożeni? Zwrócenie uwagi na etyczny wymiar artystycznych manipulacji przesądziło w dużej mierze o atrakcyjności filmu Szweda.
Choć nazwisko Östlunda, urodzonego na małej wysepce Styrsö nieopodal Göteborga w 1974 r., być może niewiele mówi polskim kinomanom, jest ono stosunkowo dobrze znane na filmowych salonach. „The Square” jest piątą fabułą tego reżysera, który ma wykształcenie plastyczne (studiował grafikę).