Lubię być menelem
Wojewódzki rozmawia z Kortezem o tym, co z jego życia trafia do piosenek
Kuba Wojewódzki: – Jak się czujesz z łatką pierwszego samotnika show-biznesu?
Kortez: – Nie czuję się samotnikiem. Uwielbiam ludzi, uwielbiam nowe relacje. Niestety, mam duży poziom nieufności. Dystansu. Człowiek skrzywdzony nosi w sobie mrok podejrzliwości wobec innych. Stąd może taka opinia.
Wolisz termin: najsmutniejszy człowiek polskiej sceny muzycznej?
Ludzie odbierają ode mnie taki komunikat, ale to jest tylko 10 proc. mojej emocjonalności. Szukam w życiu radości, ale widocznie znajduję ją za rzadko. Nie chcę jednak takiej etykietki. Jest nieprawdziwa. Myślę, że słuchacze kreują ją sobie na własne potrzeby.
Czy to znaczy, że Kortez to postać sceniczna, a w prywatnym życiu jesteś inną osobą?
W życiu bywam każdym. Nawet skur..., którego nikt nie lubi. Generalnie nie muszę udawać. Odbiorcy to widzą. Nie chowam się po koncercie do hotelu, żeby w samotności wypić piwo, tylko wychodzę do ludzi. Nie staję się wtedy kimś innym niż ten facet schowany za fortepianem. Inne może być tylko natężenie emocji. Dwie, trzy minuty rozmowy i od razu czuć, kto jest człowiekiem, a kto kreacją.
O co wtedy ci ludzie cię pytają?
Lokują w moich piosenkach swoje wyobrażenia o relacji, wyjściu z relacji, życiu w nieudanym duecie. Chyba jestem dobrym słuchaczem, więc zostaję wtedy okazją, żeby wywalić mi na barki swoje problemy. Swój życiowy bałagan. Taki terapeuta bez papierów i jego wspólnicy, a może trochę klienci w nieszczęściu.
À propos życiowego bałaganu. Z kim spędzisz święta?
Z PlayStation.
Smutna perspektywa. Dlaczego?
Bo są miejsca, w których ciągle czają się wspomnienia. A ja nie dałem sobie z tymi wspomnieniami rady na tyle, by móc być w tych miejscach szczęśliwy.