NiePisana przyszłość
Moda na kaligrafię daje nadzieję, że pismo ręczne przetrwa
Na szkoleniu w jednej z warszawskich firm prowadzący prosi uczestników o odpowiedź na kilka otwartych pytań. A gdy po kilkunastu minutach przegląda zebrane kartki, ma właściwie tylko jedną konkluzję. Znacznie więcej czasu niż analiza odpowiedzi zabierze mu ich rozczytanie. Prosi więc o pomoc samych piszących – i tu kolejna niespodzianka. Wielu z nich też ma problem, by odszyfrować własne zapiski. Od miesięcy nie trzymali w rękach długopisu.
Tymczasem w Atelier Ewy Landowskiej i Barbary Bodziony w Krakowie trwają w najlepsze warsztaty kaligrafii. Kilkanaście osób w skupieniu kreśli kolejne litery. Szkolą kursywę angielską, zwaną Copperplatem. To na jej podstawie przed wojną uczono w polskich szkołach pisma, a listy czy pamiętniki zapisane przy jej użyciu budzą szczególny zachwyt, zwłaszcza dzisiaj, gdy niewiele osób wie, jak prawidłowo trzymać w dłoni pióro. Okazuje się jednak, że przybywa chętnych, by zdobyć tę umiejętność. Zajęcia, na których można nauczyć się różnych technik odręcznego pisma, niedługo mogą się stać tak modne jak kursy tańca czy warsztaty kulinarne. Już teraz można je znaleźć w muzeach, placówkach kulturalnych, na uczelniach, a nawet w kancelariach prawnych (to dla studentów prawa, którzy chcieliby zadbać o swój nienaganny podpis). Do wyboru są różne techniki i formy zajęć – weekendowe, tygodniowe, semestralne, a nawet połączone z kilkudniowym wyjazdem za granicę. Przybywa wydawniczych nowości dotyczących pisma, blogów i filmików na YouTube o tej tematyce.
Kaligrafia, na którą przysięgał prezydent
Ewa Landowska warsztaty kaligrafii prowadzi od 12 lat. Gdy sześć lat wcześniej hobbystycznie zaczynała swoją przygodę z literami, trudno jej było znaleźć rzetelne źródła wiedzy – nie było zbyt wielu książek, uczelni, na których można by się kształcić w tym kierunku, nieliczni kaligrafowie działali zaś w zaciszu własnych pracowni, przy czym o ich pracach (uznawanych za zajęcie rzemieślnicze) raczej nikt głośno nie mówił.