Chociaż emoji są od lat znane na całym świecie, wciąż widać ich japońskie korzenie. Wiele znaczków jest charakterystycznych dla japońskiej kultury – od obrazków jedzenia po symbole świąt czy emocji. Jedną z takich wschodnich ikonek jest czerwona liczba 100 z podkreślonymi zerami. Kto ogląda anime, z pewnością ją pozna – to po prostu „100 punktów”, symbol perfekcyjnie napisanej klasówki. Tymczasem na Twitterze owa setka jest masowo doklejana do nazwisk lub pseudonimów polskich użytkowników, obok flagi narodowej. Jak gdyby to było oznaczenie nacjonalistów: „Polska 100%”?
Obrazkowe abecadło
Emoji wbrew pozorom nie mają nic wspólnego z emotikonami, „ikonami emocji”. To japońskie słowo – zbitka „e” (obraz) i „moji” (znak) – oznaczające graficzne ideogramy. Można nimi urozmaicać tekst przesyłany siecią komórkową czy przez internet, tak jak kiedyś zdobiło się papierowe listy naklejkami albo małymi rysunkami słoneczek, serduszek czy króliczków. Pojawiły się w Japonii jeszcze w zeszłym wieku, wraz z globalizacją i popularyzacją smartfonów dekadę później stały się znane na całym świecie. Od tego czasu opiekuje się nimi konsorcjum Unicode, zajmujące się standaryzacją wyświetlania narodowych czcionek i znaków specjalnych na różnych platformach i urządzeniach – należą do niego m.in. Google, Apple i Microsoft. Dzięki temu nie ma problemu z wyświetlaniem polskich ogonków (zmora wczesnych lat informatycznej rewolucji) ani języków niekorzystających z alfabetu łacińskiego. Unicode dba także, żeby porządek panował w dziedzinie emoji – komputerowy kod będzie więc zawsze przekładał się na taki sam obrazek, chociaż jego detale mogą się różnić w zależności od systemu. Na stronie emojipedia.