Ludzie i style

Janusz Dzięcioł w szponach szołbizu

Janusz Dzięcioł Janusz Dzięcioł Adam Chełstowski / Forum
Wyluzowany Janusz Dzięcioł powtarza do kamery, że nie lubiłby siebie, gdyby się zmienił, dlatego się nie zmieni, chociaż kto wie, co sława przyniesie. Szołbiznes, mówią ludzie, jest jak walec, każdego rozgniecie, każdą głębię duchową zniweluje. Czy normalny człowiek po wygraniu bardzo popularnego programu telewizyjnego może z wygranym półmilionem złotych w kieszeni wrócić do bloków, do pracy?

Burmistrz Pogoda jest niewyspany, wieczorem był w Sękocinie, występował w TVN razem z państwem Dzięciołami, a potem pół nocy jechał z powrotem do Świecia, które wciąż żyje sukcesem Janusza. W tym sukcesie burmistrz ma swoją cegiełkę, to on udzielił Januszowi urlopu na czas pobytu w domu Wielkiego Brata, na koniec żartem spytał: – Co będzie, jak pan wygra, zostawi pan nas?

Absolutnie nie zamierzam – odpowiedział komendant Dzięcioł, co pan burmistrz chciał wczoraj przed kamerami z wdzięcznością podkreślić, niestety nie miał okazji, bo to Warszawa decydowała, co kto na wizji powie. Zdążył tylko wyrazić ogólną satysfakcję, niemałą, bo dzięki panu Dzięciołowi Świecie zdołało się przebić do ogólnopolskich mediów i teraz jest już kojarzone nie tylko ze śmierdzącą fabryką celulozy.

Ostatni raz o Świeciu telewizja mówiła, kiedy poprzednia rada powierzyła gminę opiece Matki Boskiej Fatimskiej, a wojewoda zastanawiał się, czy tej uchwały nie unieważnić. Teraz ważniejszy od Celulozy i opieki Matki Boskiej jest Janusz, który w domu Wielkiego Brata nosił koszulkę z herbem miasta. Nawiasem mówiąc, nie wszystkim się podobało to połączenie Świecia z „Big Brotherem”, na burmistrza Pogodę były naciski, żeby koszulkę z wizji wycofał, ale się nie ugiął i odmówił; chciał, żeby ta koszulka była, a poza tym i tak nic w tej sprawie nie mógł, bo nie jest przecież żadnym pierwszym sekretarzem.

Duchowa głębia i kłopoty z kihonem

W pierwszych dniach programu Świecie wstrzymało oddech, bo Januszowi, trzeba powiedzieć, nie szło nadzwyczajnie. Nieswój był, w sobie zamknięty, tracił dystans, oddawał pole, kontaktu z młodymi w domu Wielkiego Brata nie mógł złapać, a tego Gulczasa w ogóle nie lubił. Język Gulczasa mu nie odpowiadał, drażniły go jego odzywki, no i to, że na kobiety mówił „wieprzowinki”, raz o mało się nie pobili.

Polityka 26.2001 (2304) z dnia 30.06.2001; Kraj; s. 28
Reklama