Widmo przymusowej nieobecności w kolejnych edycjach Ligi Mistrzów najwyraźniej podziałało mobilizująco na piłkarzy Manchesteru City. W 1/8 finału rozgrywek pokonali na wyjeździe Real Madryt, są blisko awansu. Ich fani muszą jednak spieszyć się z radością, bo przyszłość rysuje się w czarnych barwach. W połowie lutego, decyzją organów dyscyplinarnych UEFA stojących na straży przepisów finansowego fair play, klub z Manchesteru został na najbliższe dwa sezony wyrzucony z Ligi Mistrzów i musi zapłacić 30 mln euro kary.
Działaczy City przyłapano na machlojkach w raportach finansowych. Okazało się, że opiewająca na 67,5 mln funtów rocznie umowa sponsorska z liniami lotniczymi Etihad jest fikcją. Ta góra pieniędzy faktycznie wpływa do klubu, ale z kont Etihad, czyli narodowego przewoźnika Zjednoczonych Emiratów Arabskich, pochodzi ledwie 8 mln funtów. Pozostała część trafiała do klubowej kasy za pośrednictwem firm należących do właściciela City, szejka Mansoura bin Zayeda Al Nahyana, jednego z członków rodziny panującej emiratu Abu Zabi. Wewnętrzna korespondencja mailowa ujawniona dwa lata temu przez hakerów z grupy Football Leaks była dowodem nie tylko na obchodzenie przepisów, ale i na tuszowanie przekrętów.
Wyrównać konkurencję
Wprowadzone dziewięć lat temu zasady finansowego fair play (FFP) miały być odpowiedzią na turbokapitalizm wkraczający do świata piłki. Wcześniej kluby przejmowali nieliczący się z wydatkami miliarderzy, którzy sukcesami na boiskach chcieli nadymać swoje ego. Albo zawiązywane naprędce konsorcja, które w futbolu dostrzegły dochodowy interes, a transakcje finansowały z olbrzymich pożyczek, które miały spłacać przyszłe zyski piłkarskich przedsiębiorstw. A czasem po prostu milionerzy o zbyt małym „m”, którzy, marząc o wielkości, wydawali ponad stan.