Igrzyska olimpijskie Tokio 2020. Cztery polskie medale i smutek siatkarzy
Na taki dzień czekaliśmy od początku igrzysk. Anita Włodarczyk po raz trzeci mistrzynią olimpijską w rzucie młotem. Malwina Kopron – brąz w tej samej konkurencji. Do tego srebrna dwójka kajakarek – Karolina Naja i Anna Puławska. Brązowy medal dołożył zapaśnik Tadeusz Michalik. Gdyby jeszcze siatkarze przebrnęli ćwierćfinał. Niestety, tym razem też się nie udało.
Igrzyska olimpijskie Tokio 2020. Rzut młotem, polska specjalność
Największe emocje przeżywaliśmy na rzutni młotem. Finał był popisem Anity Włodarczyk, choć zaczęło się od trafienia w ochronną siatkę. Po mistrzostwo sięgnęła wynikiem 78,48 m, czyli o dobrych kilka metrów mniej, niż wynosi jej rekord świata. Ale to i tak świetny rezultat, bo Polka po niemal dwuletniej przerwie do ostatniej chwili starała się osiągnąć najwyższą formę. W tym sezonie Amerykanki rzucały dalej, ale w najważniejszych zawodach były bez formy. Włodarczyk zwyciężyła bezapelacyjnie. Po operacjach kolana, po głośnej zmianie trenera, po wielu perypetiach okazało się, że wieszczenie zmierzchu kariery wielkiej mistrzyni było stanowczo przedwczesne.
Rzut młotem kobiet to polska specjalność, bo Włodarczyk niej jest jedyna. Zaczęło się od Sydney w 2000 r. i triumfu młodziutkiej Kamili Skolimowskiej. W Tokio dopiero w ostatniej kolejce rzutów z drugiego na trzecie miejsce na podium została zepchnięta Malwina Kopron, trenowana przez dziadka Witolda. Do tego Joanna Fiodorow zajęła siódme miejsce.
W innych konkurencjach lekkoatletycznych nie było już tak dobrze. Piotr Lisek nie liczył się w walce o medale, a kulomioci Michał Haratyk i Konrad Bukowiecki finał obejrzą z trybun albo w telewizji, bo nie zakwalifikowali się do ostatecznej rozgrywki. Spore rozczarowanie.
Czytaj też: