Dolce vita po austriacku
Karyntia, czyli dolce vita po austriacku. To jak wczasy z lat 80.
Zanim dotrzemy do Arriach, geograficznego centrum Karyntii, warto zrobić przystanek na zwiedzenie zamku Landskron. Jadąc autostradą, widzi się go już z daleka, najbardziej efektownie wygląda, gdy popołudniowe słońce oświetla tę położoną na wzgórzu twierdzę. Kiedyś należąca do rodziny Khevenhüllerów, którzy przekształcili ją w luksusową renesansową rezydencję mieszkalną, później zapomniana, przez stulecia popadała w ruinę, aż do XX w., gdy została odrestaurowana. Dzisiaj poza hotelem znajduje się w niej także ekskluzywna restauracja. Warto wejść specjalnym szlakiem, bo z murów twierdzy rozpościera się przepiękna panorama na jezioro Ossiacher See i Alpy Karnickie. Zaś w drodze powrotnej czeka na nas u podnóża zamku co najmniej egzotyczna niespodzianka – park „Affenberg”, który zamieszkuje ponad setka makaków japońskich, czyli małp śnieżnych. Przybyły do Karyntii jako dar dla regionu i dzisiaj urzędują w specjalnie stworzonym dla nich leśnym rezerwacie.
Arriach, malutka wioska położona na wysokości 900 m n.p.m., jako jedna z kilkunastu w regionie znajduje się na liście Slow Food Village – to rodzaj kulinarnej mapy Karyntii, wskazującej, gdzie można zjeść najlepsze sery, mięso, ryby czy owoce. Własnej roboty i z gwarancją dobrej jakości. W Arriach rarytasem są np. pierogi karynckie z farszem z ziemniaków, twarogu i mięty, podawane często także w wariancie włoskim, czyli ravioli. Karyntia to spokojne tempo życia i otwarci mieszkańcy. To efekt styku kultur, bo chociaż porządek jest tu austriacki, to skutecznie łagodzi go powiew bliskiego Adriatyku, a spontaniczność i radość życia jakby udzieliła się mieszkańcom od słoweńskich i włoskich sąsiadów. Z Villach do włoskiego Tarvisio, na tiramisu i dolce vita, jest pół godziny samochodem, a do Triestu tylko 200 km.