Wydaje się, że meble miejskie nie powstają tylko po to, żebyśmy mieli na czym przysiąść czy o co oprzeć rower. Powstają po to, byśmy, badając nasze z nimi relacje, opisywali i recenzowali zmieniający się świat. Nieprzypadkowo tak wiele ławek zniknęło z krajobrazu naszych osiedli w latach 90. i dekadę później. Plan był taki, żeby w nowym ładzie społecznym ludzie powstrzymali się od nieestetycznych praktyk typu przysypianie po piwku na słońcu, a młodzieży nie zapraszali do palenia na widoku. A według lewicowej krytyki na współczesne miejskie ławki projektanci często nakładają odgórne wymogi… niewygody. Ma to być element strategii, zgodnie z którą powinniśmy w myśl logiki kapitalizmu pracować albo konsumować, odpoczywać zaś na tyle krótko, by do głowy nam nie przyszła rewolucja.
Patrząc na fotografię eliptycznej, długiej aż na 120 metrów ławki zmontowanej niedawno w morawskim Brnie, której autorami są projektanci z czeskiego studia mmcité, specjalizujący się w meblowaniu przestrzeni publicznej, zastanawiam się, jak się zaadaptowała, co użytkowników urzekło, a co wyprowadziło z równowagi. Projekt nie należy do skromnych: oto wijące się, widoczne z daleka siedzisko, element rewitalizacji placu Moravské w mieście liczącym niespełna 400 tys. mieszkańców.
Elipsa okrąża arenę dla wodnych spektakli, koncertów, rozmaitych akcji spontanicznych i zorganizowanych. W swoim projektowym credo autorzy wyrażają nadzieję, że miejsce będzie grało rolę prawdziwej „piazzy”, podkreślając przy okazji, że proces wytwarzania ławki wstęgi zajął „ponad 2600 godzin”, a więc nie był to fast design. Hasło „piazza” odsyła do wyobrażeń o tym, czym może stać się latem przyjazne miasto również w kulturach, gdzie nie ma obyczaju wieczornej passegiatty, czyli niespiesznego spaceru w eleganckim ubraniu, kiedy powietrze się ochładza, my nie spływamy już potem i po godzinach dręczącego żaru mówimy ludzkim językiem.