Sezonowy symbol statusu
Płaszcz: sezonowy symbol statusu. Nawet z dresem pod spodem
Tak uważa Patrycja Cierocka, szefowa artystyczna Patrizii Aryton, marki specjalizującej się od początku lat 90. w wełnianych płaszczach. I trudno się z nią nie zgodzić, choćby rozglądając się po ulicy. Dlaczego to właśnie ten element garderoby jest dziś symbolem statusu, co najmniej na równi z kosztowną torebką czy zegarkiem? I co sprawia, że rozpala zmysły tak klientek, jak i kreatorów?
Weźmy kolekcje na obecny sezon. „Vogue” wymienia aż 11 najmodniejszych fasonów płaszczy tej zimy. Wśród nich – długie do ziemi, te o klapach wieczorowego żakietu, zapinane na drewniane kołki niczym budrysówki, w lamparcie wzory, pikowane i szlafrokowe. Przy tylu formach i rodzajach odzieży wierzchniej płaszcz – wydawałoby się przeżytek w dobie dążenia do maksymalnej wygody kosztem klasycznej elegancji – pozostaje must have. Czyli obowiązkowy.
– Jego siła wiąże się z poczuciem bezpieczeństwa. Także w rozumieniu odgrodzenia się od zewnętrznego świata – tłumaczy Diana Jankiewicz, specjalizująca się w płaszczach absolwentka mediolańskiego Instituto Marangoni. Istotnie, w sam raz na obecne niepewne czasy.
– Dobrze skrojony i duży dodaje dostojeństwa. Możesz założyć doń dres na trening i wyglądać elegancko. Jest wielofunkcyjny – tłumaczy Anna Załucka-Kuczera, projektantka awangardowych trenczy. Jej pierwszy, uszyty na potrzeby nagradzanego później dyplomu w krakowskiej uczelni SAPU, był długi do ziemi, wąski w ramionach i obszerny w dolnej części. Inspirowany płaszczami pilotów brytyjskich z czasów drugiej wojny światowej, do dziś sprzedaje się w rozmaitych wersjach. Choć płaszcz to rzecz ambitna, skomplikowana w szyciu i wykończeniu oraz droga w produkcji. Dla przykładu w Patrizii Aryton płaszcz zszywany jest w całości na lewej stronie.