Ludzie się na listy piszą
Modowy wyścig mknie. Ale co to właściwie znaczy być „dobrze ubranym”?
Temat może wydawać nam się odległy, bo kto żyjący życiem zwykłego zagonionego śmiertelnika ma jeszcze czas na dodatkowy wysiłek modowy i stawanie do jakichkolwiek zawodów w tej dziedzinie. Wystarczy, żeby dress code się w miarę zgadzał, ubrań nie poplamił potomek, a cała reszta to po prostu bonus. Często wysiłków zresztą nikt nie docenia, więc po co się starać. A jednak moda to dla wielu poważna sprawa i jeszcze poważniejszy biznes, szacunkowo wart w kończącym się roku blisko 1,7 mld dol. Odkąd wizerunek stał się kapitałem, znaczenie osobistego stylu stało się nie do przecenienia. Na galach rozdania nagród lub na festiwalu wystarczy się pojawić w czymś szokującym, efektownym lub czasem po prostu drogim, by przyćmić artystów, dla których ten wieczór nominalnie został zorganizowany. Lukratywny kontrakt reklamowy podpisze się potem niemal sam. I tak, więcej osób ekscytowało się posągowym wizerunkiem Cate Blanchett, niż widziało jej nominowany do Oscara występ w „Tár”. Przykłady można mnożyć, a media nie tylko modowe żyją tego dnia układaniem list najlepiej i najgorzej ubranych gwiazd.
Często panuje konsensus, kto wyglądał dobrze (zwykle są to, obok Blanchett, Nicole Kidman, Anne Hathaway czy Michelle Williams), kto nie – tu czasem zdania są podzielone, i tak Florence Pugh czy Salma Hayek zostały w tym roku uznane zarówno za świetnie, jak i źle ubrane. Oczywiście przez różne grona, do których najczęściej należą redaktorzy zajmujący się na co dzień modą, a czasem samozwańczy znawcy, chcący wypłynąć w social mediach na swoich jadowitych komentarzach.
Listy się mnożą i gdy zapytamy wyszukiwarkę o takie zestawienie, wypluje ona nam ich dziesiątki… z ostatniego miesiąca. Świat przyspiesza, a modowy wyścig mknie razem z nim. Niezmiennie jednak najbardziej prestiżowe są amerykańskie rankingi: związane z Oscarami i Met Galą, która jest po prostu świętem mody, oraz doroczna, prowadzona od lat 40.