Syndrom miłego faceta
Syndrom miłego faceta. Dlaczego tak odstrasza i mężczyzn, i kobiety?
Robert A. Glover, terapeuta par, edukator z ponad 40-letnim doświadczeniem, a dziś przede wszystkim znany działacz ruchu na rzecz mężczyzn i autor bestsellerowej książki „(Nie) miły facet. Męskie spojrzenie na miłość, seks i związki”, przez wiele lat, w czasie trwania swojego drugiego małżeństwa, nawet nie brał pod uwagę, że mógłby napisać taką książkę. Wtedy starał się robić wszystko – a przynajmniej tak mu się wtedy wydawało – aby zadowolić żonę. Jednocześnie nie mógł zrozumieć, dlaczego ona nie jest z nim szczęśliwa. „Jakkolwiek bym się starał, żeby ją zadowolić, zachować spokój, unikać konfliktów i stłumić własne potrzeby, ona wciąż była ponura, wściekła, krytyczna i oziębła” – pisze we wstępie do polskiego wydania bestsellera. Był jak „Mr. nice guy”. Zresztą podobnie jak wielu jego późniejszych pacjentów i tak jak wielu dziś trafiających na terapię mężczyzn.
Opisanie „syndromu miłego faceta” zajęło Gloverowi co najmniej kilka lat. Warsztaty, praca terapeutyczna i zwykłe rozmowy z innymi mężczyznami sprawiły, że zaczął on łączyć najważniejsze przemiany społeczne przełomu XIX i XX w. oraz te, które pojawiły się po drugiej wojnie światowej, z obrazem męskości w dobrze znanym mu pokoleniu baby boomers. Przejście od gospodarki rolnej do przemysłowej, nieobecność ojców w domu, wzrost liczby rozwodów i rodzin z jednym rodzicem i domów prowadzonych przez kobiety, sfeminizowany system edukacji, emancypacja kobiet i wiele innych sprawiły, że chłopcy i mężczyźni zaczęli w relacjach budować pewien aktualny do dziś dnia wzorzec.
Kim jest właściwie „Mr. nice guy”? Warto na początek zaznaczyć, że nie jest to ckliwa historia o chłopcu, który chce dla wszystkich dobrze i do wszystkich się uśmiecha.