Marchewkowy hot dog
Marchewkowy hot dog: serwujemy przepis. W kuchni wege nie ma rzeczy niemożliwych
Czego ci weganie nie wymyślą? Zrobią wszystko, by nie jedząc produktów odzwierzęcych, zjeść coś, co je przypomina. A w dodatku zachowują ich „mięsne” nazwy! Czy nie jest to sprzeniewierzenie się wegańskim ideałom? Niejedna osoba ograniczająca spożycie mięsa spotkała się z podobnym pytaniem. Ja w swojej działalności słyszę je również nader często. Żeby znaleźć na to odpowiedź, muszę wrócić do czasów, gdy mięso jeszcze jadałem. Do dzieciństwa, gdy w moim małym umyśle tworzyły się podwaliny czegoś, co dziś mogę nazwać nostalgią. Gdy rodzice kreowali moje kulinarne przyzwyczajenia, których w tamtym momencie mogłem jeszcze nawet nie rozumieć. Tego typu dania, których znaczenie dla naszej pamięci emocjonalnej trudno przecenić, nazywane są dzisiaj comfort food. Mają bowiem wiele wspólnego z komfortem, dobrym samopoczuciem i potrafią być wyjątkowo satysfakcjonujące. Po przejściu na weganizm właśnie tego typu jedzenia bardzo mi brakowało. Zacząłem więc odtwarzać dania z mojego dzieciństwa, tylko w wersji roślinnej. Zazwyczaj konsultowałem swoje przepisy z mamą, by jak najwierniej oddać klimat i styl tamtych potraw. Rezultaty moich poszukiwań przypominały smaki, za którymi tęskniłem, ale były przygotowane w zgodzie z moimi przekonaniami i przyzwyczajeniami. Dlatego poszukiwanie nowych nazw dla wegańskiego bigosu, pasztetu czy rolady nie wydaje się być czymś sensownym. Nigdy nie próbowałem wymyślać dla nich zamienników.
Może to nieco nietypowe, ale w moim domu rodzinnym jednym z dań komfortowych był najprawdziwszy amerykański hot dog. Dlatego to właśnie hot dog stał się czymś, co za wszelką cenę chciałbym odtworzyć w ramach moich nostalgicznych podróży spożywczych. Użycie roślinnej kiełbaski i poprzestanie na tej wersji jako ostatecznej byłoby żadnym wyzwaniem.