Nakazy i zakazy
Co jest bardziej skomplikowane od polskich podatków? Dobór win do potraw
Mam tę książkę do dziś. To przewodnik Hachette, mój pierwszy oprowadzacz po świecie win. Wydanie z 1995 r. Tysiące win polecanych przez lokalnych ekspertów ze wszystkich francuskich regionów i apelacji oraz stustronicowy wstęp edukacyjny: stare, dobre, uświęcone wiekową tradycją zasady, fundamenty francuskiej cywilizacji winiarskiej, która od Rewolucji promieniowała na resztę świata.
No i ta tabelka. Jakie wino podać do rozmaitych potraw. Do wędzonego łososia – riesling z Alzacji, Pouilly-Fuissé z Burgundii, różowe Sancerre. Do ostryg au naturel – Muscadet z Loary, chablis, wytrawny szampan. Do ostryg zapiekanych – szampan rocznikowy, beczkowy meursault, biały Hermitage. Do cielęciny marengo – Cabernet Franc znad Loary, Beaujolais-Villages, białe Côtes du Rhône. I tak dalej, aż do ostatniej strony, z kolumną „nie poleca się podawania wina”. Sałata z winegretem – nie (kwaśne). Karczochy – nie (gorzkie). Szparagi – nie („smak metaliczny”). Dania na bazie czosnku – nie (zbyt intensywne). Rosół – nie (przyćmi smak większości win). Ser pleśniowy – nie (zabija wina wytrawne; ostatecznie można podać słodkie). Potrawy z jaj – niepolecane („zbyt mocny smak” – wtedy jeszcze nie używano terminu „umami”.
Przekaz był piękny w swej prostocie. Do ryby – białe, do mięsa – czerwone, szampan na święta, chablis do ostryg, malbec do steka, białe słodkie do deseru – to były automatyzmy, które utrwalały się w podświadomości konsumentów jako podstawowy budulec kultury wina.
Potem nastąpił przewrót kopernikański. Zbiegł się najpierw z demokratyzacją wina, zwłaszcza w krajach anglosaskich, gdzie na stole gościła tikka masala i stir-fry, a na sklepowych półkach – Marlborough Sauvignon Blanc i Barossa Shiraz.