Zetki lubią pospać
Zetki lubią pospać. Nawet 10 godzin dziennie. Warto wziąć przykład?
Zachodnie media donoszą, że coraz więcej młodych ludzi kładzie się spać bardzo wcześnie – nawet ok. 21.00. „21.00 to nowa gorąca pora dnia”, ogłasza „The Washington Post”. Niektóre zetki (urodzeni po 1995 r.), i to akurat niewesoła konstatacja, są tak rozgoryczone rzeczywistością, niepewnością i brakiem kontroli nad kluczowymi aspektami swojego życia, że nie wykazują zainteresowania nocnymi zajęciami ani atrakcjami.
Tim Dowling z „Guardiana”, który też przyjrzał się sprawie, zauważa, że z wiekiem owa 21.00 też coraz częściej jest godziną powrotu do domu i wytchnienia niż szukania atrakcji gdzieś w mieście. Internet jest pełen memów o milenialsach (trzydziestoparo–czterdziestolatkach) postrzegających propozycję imprezowania o 23.00 jako zamach na ich życie. Jednak domowy relaks w tym przypadku nie musi oznaczać koniecznie spania. Tymczasem przebadani młodzi Amerykanie twierdzili, że wieczorami nic dobrego już i tak ich nie spotka.
O ile zupełna rezygnacja z życia towarzyskiego (albo czasu dla siebie) zdrowiu nie służy, o tyle choćby powiązane z tym ograniczanie alkoholu i innych używek – już jak najbardziej. Zerwanie z kulturą imprezowania – choćby na rzecz snu – ma więc mocne strony i przynosi oczywiste korzyści dla zdrowia. Pytanie, czy im dłużej śpimy, tym jesteśmy zdrowsi – i czy ze spaniem też można przesadzić.
Zdrowi dorośli najczęściej potrzebują siedmiu–ośmiu godzin snu na dobę. To jednak na tyle indywidualna sprawa, że z łatwością znajdziemy ludzi, którzy śpią po sześć czy dziewięć godzin i nadal mają się świetnie. Nauka zna zresztą śmiałków eksperymentujących z tzw. snem polifazowym, polegającym na tym, że zamiast jednej długiej sesji snu zapada się w kilka drzemek we w miarę stałych porach, co składa się w sumie na dwie do trzech godzin snu na dobę.