Pod Sejmem dominują sprawy paląco bieżące. A ponieważ już ostygły emocje po ignorowanych niepełnosprawnych, chwilowy przestój w kontestowaniu spowodował, iż w całorocznym Miasteczku Wolności drzemią pod brezentem organizatorzy pikiet. Są odpowiedzialni za ciągłość ruchu oporu oraz nagłośnienie. Obywatele dla obywateli dostarczają im kawę i hermetyczne kabanosy, by – jak mówią – mieli siłę prowokować. Niedawno nieznani bandyci wtargnęli do namiotu i wybili dwa zęby przednie Maciejowi Bajkowskiemu, koczującemu od dwóch lat w obronie wartości cywilizacji europejskiej oraz ogólnoludzkiej. Skradziono mu gotówkę w saszetce. Mimo sejmowego monitoringu sprawców nie ustalono.
Równy, panie, to jest chodnik
Z sentymentu dla minionej atmosfery protestu niepełnosprawnych wciąż pod Sejm zajeżdża na wózku pan Waldemar po chorobie Heinego-Medina. Pierwszy polski pacjent, któremu wydłużono jedną nogę aż o 9 cm. Rozpamiętuje, jak w hołdzie dla swojej matki (do 12. roku życia noszącej go na ramionach) chciał wtargnąć do gmachu z tą warszawską niewpuszczoną powstanką. Prosił nawet senatora Rulewskiego o zorganizowanie wtargnięcia, kiedy ten wyszedł po siatki ze słoikami dla koczujących. (Były bowiem próby zakazu wnoszenia obiadów). Nie dało się, ale pan Waldemar był oklaskiwany za odwagę.
Tamtych emocji brakuje także Jasiowi z zespołem Downa. Kiedy z początkiem protestu osiągnął pełnoletność, zadzwoniły do niego Siły Zbrojne RP z nakazem stawienia się na zweryfikowanie, czy prawdą jest, że nie nadaje się do obrony ojczyzny. Ponieważ nie rozumiał powagi sytuacji, siły zagroziły matce, że zabierze go z domu o świcie żandarmeria. Obejrzawszy Jasia, wydano mu książeczkę wojskową (seria AL102442). Jednak matka domaga się, by służby państwowe pomogły mu dostać się na operację laryngologiczną.