Piotr Szwed jest człowiekiem pełnym entuzjazmu. Jako właściciel wypożyczalni skuterów elektrycznych o idei współdzielenia mówi w samych superlatywach. A mógłby przejawiać zgorzknienie, skoro niemal każdego dnia kradną mu kask do skutera. – Szczerze mówiąc, byłem nastawiony na to, że będą kradli głównie lusterka. Mam pełen magazyn lusterek – mówi. Na szczęście lusterka też mu kradną, więc te w magazynie się nie zmarnują. Utrata prawie 30 kasków w ciągu zaledwie miesiąca wcale go nie zraziła. – To jest trochę jak na wojnie. Nie da się jej wygrać bez strat. A stawka jest wysoka, bo właśnie próbujemy zmienić o 180 stopni myślenie Polaków. Nie wszystko trzeba posiadać, żeby móc to używać. W Polsce to ciągle rewolucyjne podejście – dodaje Szwed. Niedawno zamówił kolejną partię skuterów. No i dwa razy więcej kasków, bo wszystko wskazuje, że to będzie długa wojna.
Druga faza kapitalizmu, jak w branży mówi się na ideę współdzielenia, narodziła się w Polsce dopiero pięć lat temu. Stosunkowo późno, biorąc pod uwagę, że Niemcy w tym czasie świętowali już 25. urodziny współdzielenia. Ale w sumie zgodnie z logiką gospodarki, bo mniej więcej tyle lat dzieli polską od tej zza zachodniej granicy.
Wybór miejsca na pierwszą publiczną wypożyczalnię też nie był przypadkowy. Z Wrocławia jest bliżej do Berlina niż do Warszawy. I to nie tylko geograficznie. Miasto jest zagłębiem studentów. A na dodatek rośnie szybciej niż siatka ulic i wydolność miejskiej komunikacji. Zakorkowane duże miasta, z nadreprezentacją młodych inteligentów, to według badań socjologów idealne środowisko do rozwoju wszelkiego rodzaju nowości, w tym wypożyczalni sprzętu komunikacyjnego.
Rowerowy poligon
Zaczęło się skromnie od 140 rowerów. Projekt realizowano metodą ekonomii inkubatorowej, czyli za miejskie pieniądze.