Bilbao kończyło lata 80. XX w. jako miasto portowo-stoczniowo-przemysłowe pogrążone w głębokim kryzysie, który w tym czasie dotknął większość ośrodków przemysłowych Zachodu. W wymiarze gospodarczym odpowiedź była prosta – kurczący się przemysł wytwórczy miały zastąpić usługi i przedsiębiorstwa sektora kreatywnego: finanse, obsługa biznesu, informatyka i rozwój zaawansowanych technologii, turystyka, rozrywka. Listę można wydłużać, by na końcu dojść do głównego pytania: jak zainicjować proces transformacji?
Z odpowiedzi można skomponować rozległą bibliotekę, wyobraźnię miejskich planistów i włodarzy opanowało jedno hasło: „efekt Bilbao”, za którym kryje się cudowna recepta na sukces, którego właśnie Bilbao ma być spektakularnym przykładem. Baskowie zawarli porozumienie z Fundacją Solomona R. Guggenheima na utworzenie muzeum sztuki nowoczesnej, którego budowę powierzono Frankowi Gehry’emu – gwieździe architektury o światowej sławie. W rezultacie na poprzemysłowym ugorze w 1997 r. podwoje otworzyła nowa instytucja sztuki szokująca swym niezwykłym wyglądem i kusząca atrakcyjną ofertą ukrytą we wnętrzu.
W bardzo skróconej i uproszczonej opowieści: nowe Muzeum Guggenheima, wsparte dodatkowymi spektakularnymi konstrukcjami, jak usytuowana nieopodal kładka zaprojektowana przez Santiago Calatravę, stało się symbolem miejskiego odrodzenia i magnesem przyciągającym turystów. Wraz z nimi pojawił się popyt na usługi hotelowe i kulinarne, z kolei inwestycje w nowe sektory gospodarki spowodowały, że jeszcze do niedawna dominujący w strukturze społecznej miasta robotnicy zaczęli ustępować nowej klasie średniej tworzonej przez pracowników sektora usług i kultury. Po 20 latach pojęcie „efekt Bilbao” weszło na trwałe do słownika i ciągle rozpala wyobraźnię, czego dowodem kolejne spektakularne inwestycje kulturalne na całym świecie, wystarczy wspomnieć paryski Luwr, który zyskał rodzeństwo w arabskim Abu Zabi.