Nauka

Więcej grzechów nie pamiętam...

Siedem tajemnic pamięci

Daniel Schacter wprawdzie śledzi ułomności pamięci, ale uważa jednocześnie, że pamięć to wspaniały system. Daniel Schacter wprawdzie śledzi ułomności pamięci, ale uważa jednocześnie, że pamięć to wspaniały system. Archiwum prywatne
Rozmowa z prof. Danielem Schacterem, psychologiem z Uniwersytetu Harvarda, o ułomnościach naszej pamięci

Marcin Rotkiewicz: – Dwóch polityków publicznie spiera się o telefoniczną rozmowę sprzed kilku miesięcy. Jeden twierdzi, że użył pewnego ostrego sformułowania, drugi temu zaprzecza. Czy jeden z nich świadomie kłamie, czy też obaj są szczerzy, bo zupełnie inaczej zapamiętali to samo zdarzenie?

Daniel Schacter: – Każdy z nich może być absolutnie przekonany, że jego wersja wydarzeń jest prawdziwa. W pierwszej połowie XX w. słynny brytyjski psycholog Frederic Bartlett przeprowadził ciekawy eksperyment. Czytał studentom indiańską legendę, a po pewnym czasie sprawdzał, jak ją zapamiętali. Okazało się, że studenci w ogóle pomijali niektóre elementy historii, a to, czego do końca nie zrozumieli ze względu na różnice kulturowe, racjonalizowali i interpretowali według własnych przekonań lub wręcz dodawali jakieś detale oraz zmieniali porządek zdarzeń.

Dlaczego tak się dzieje?

Pamięć ludzka to nie jest twardy dysk komputerowy, który wszystko wiernie zapisuje. Ona raczej tworzy wspomnienia, np. łącząc informacje pochodzące z różnych źródeł i wykorzystując wcześniejszą wiedzę.

Co zatem mogło spowodować, że dwaj politycy zapamiętali tę samą rozmowę inaczej?

Przyczyn może być wiele. Nieraz jednak tego typu sytuacje są spowodowane grzechem tendencyjności, który opisałem w książce „Siedem grzechów pamięci”. Jej tytuł nawiązuje do słynnych chrześcijańskich siedmiu grzechów głównych.

Na czym dokładnie polega tendencyjność pamięci?

Porównuję ten grzech do działania Ministerstwa Prawdy z „Roku 1984” George’a Orwella. Ta instytucja totalitarnego państwa dopasowywała przeszłość do obowiązujących w danym momencie poglądów – a więc np. usuwała niewygodne fakty z opisów przeszłości lub je zmieniała. Coś podobnego dzieje się, niestety, w naszych głowach.

Za grzechem tendencyjności stoi kilka mechanizmów. Jednym z nich jest tzw. złudzenie zgodności, które dotyczy np. poglądów politycznych. Jeśli je zmieniliśmy, to wydaje nam się, że w przeszłości też byliśmy np. liberalni w kwestiach gospodarczych czy obyczajowych. Jest na to sporo dowodów empirycznych. Np. w pewnym badaniu zapytano licealistów, co sądzą o darmowym dowożeniu autobusami uczniów z gorszych dzielnic na imprezy kulturalne. Następnie prezentowano im argumenty za albo przeciw takiemu pomysłowi. Choć pod ich wpływem zmieniali swoje nastawienie, twierdzili, że właśnie taki pogląd reprezentowali również wcześniej.

Takie dopasowanie przeszłości do teraźniejszości dotyczy nie tylko postaw politycznych, ale również życia osobistego. Badania wśród par pokazują, że jeśli po kilku latach trwania związku on lub ona ocenia tę drugą osobę np. negatywnie, to również sądzi, iż początki relacji nie były najlepsze. W rzeczywistości jednak pierwsze tygodnie czy miesiące osoba ta oceniała pozytywnie. Szokująca jest skala tego zjawiska: zaledwie jedna piąta mężczyzn i kobiet, którzy zmienili uczucia wobec partnera, prawidłowo pamiętała swoje wrażenia z wczesnego okresu związku.

Czyli wydaje nam się, że zawsze czuliśmy tak samo?

Tak. Istnieje też drugi, podobny mechanizm, który psychologowie nazywają efektem znajomości wyniku. Często ulegają mu kibice sportowi. Jeśli ich ukochana drużyna przegra ważny mecz, post factum twierdzą, że się tego spodziewali, ponieważ cały sezon zawodnicy grali słabo, zespół dotknęła plaga kontuzji etc. Coś na zasadzie „od początku wiedziałem, że tak będzie”. Tymczasem przed meczem gorąco zapewniali o niemal pewnym zwycięstwie.

Efekt ten może być niebezpieczny np. w zawodzie lekarza. W pewnym eksperymencie poproszono lekarzy, którzy mieli postawić tym samym pacjentom diagnozę, by podzielili się na dwie grupy. Pierwszej pokazano wcześniejsze rozpoznanie brzmiące: „choroba Alzheimera” albo „białaczka”, a drugiej nie. Lekarze z tej pierwszej grupy przejawiali wyraźnie silniejszą tendencję do diagnozowania którejś z wymienionych dwóch chorób.

Jakie jeszcze mechanizmy stoją za grzechem tendencyjności?

Kolejny to tzw. zniekształcenie egocentryczne. To, co się odnosi do nas, łatwiej zapamiętujemy. Rejestrujemy też znacznie chętniej to, co było dobre, a to, co mogłoby o nas źle świadczyć, szybko wymazujemy. Innymi słowy – we wspomnieniach zdecydowanie faworyzujemy samych siebie. Np. w jednym z badań studenci twierdzili, iż bardziej się bali przed egzaminem niż w rzeczywistości. Co ciekawe, tendencja, by wyolbrzymiać swój strach, okazała się silniejsza u osób, którym egzamin poszedł bardzo dobrze.

Jak to wytłumaczyć?

Skoro się mocno bałem, to znaczy, że sprawa była naprawdę poważna. Czyli koloryzuję swoje osiągnięcia. Warto też wspomnieć o jeszcze jednym istotnym mechanizmie, odpowiadającym za tendencyjność. Chodzi o stereotypy. Jeśli coś przebiegło niezgodnie z naszymi silnie utrwalonymi przekonaniami, może się zdarzyć, że mózg zacznie korygować wspomnienia. I znów mamy na to liczne dowody. Np. ludzie nieświadomie korygowali pewną historyjkę, odczytywaną przez eksperymentatora. Poprawiali w niej te elementy, które nie zgadzały się z ich przekonaniami.

Jak z tą tendencyjnością walczyć?

Jest tylko jeden sposób: być świadomym, że to, co już wiemy, oraz nasze emocje mogą, nieraz bardzo znacząco, wpływać na pamięć.

Czy tendencyjność to najgroźniejszy z pańskich siedmiu grzechów?

Na pewno niebezpieczny, ale bardziej bym się obawiał grzechu podatności na sugestię.

Dlaczego?

Bo gdy popełnią go naoczni świadkowie zeznający w sądach, robi się naprawdę niebezpiecznie. Zwłaszcza dla oskarżonych, którym grozi długoletnie więzienie.

Czy nasza pamięć jest bardzo podatna na sugestię?

W pewnych sytuacjach tak. W „Siedmiu grzechach pamięci” opisuję historię, która wydarzyła się na początku lat 90. w Holandii. Doszło tam do tragicznej katastrofy lotniczej – w duży budynek mieszkalny uderzył samolot transportowy. Zginęło kilkadziesiąt osób. Gdy pół roku później psychologowie pytali ludzi, czy widzieli w telewizji, jak samolot wbija się w dom, połowa odpowiedziała, że tak. Domyśla się pan pewnie, że żadna kamera nie uchwyciła momentu katastrofy. Kolejne badania przyniosły jeszcze ciekawsze wyniki – ludzie pamiętali szczegóły rzekomego przekazu telewizyjnego, np. to, że samolot palił się przed zderzeniem z budynkiem, w jaki sposób leciał etc.

Dlaczego tak się stało?

Pytania o katastrofę zostały specjalnie tak skonstruowane, by silnie zasugerować badanym, że telewizja zarejestrowała i pokazała nagranie z momentu katastrofy. Ludzie w to uwierzyli i tak przeprojektowali swoje wspomnienia, jakby rzeczywiście widzieli materiał filmowy. Dowodzi to, jak niebezpieczne mogą być wielokrotnie powtarzane, sugerujące pytania, zadawane np. przez policjanta czy prokuratora. Dotyczy to zresztą nie tylko pracy organów ścigania. Nie wiem, czy coś podobnego zdarzyło się w Polsce, ale w USA mieliśmy w latach 90. całą falę procesów dotyczących wykorzystywania seksualnego dzieci – chodziło o zdarzenia z przeszłości głównie młodych kobiet. Z powodu depresji lub innych problemów zgłaszały się one na psychoterapię. W jej trakcie wydobywały z siebie, rzekomo zepchnięte do podświadomości, traumatyczne wspomnienia wykorzystywania seksualnego przez któregoś z członków rodziny. Jak się później okazało, w wielu przypadkach to techniki stosowane w psychoanalizie – sugestie, pytania, interpretacje wspomnień czy snów – doprowadzały do tego, że kobiety zaczynały wierzyć, iż w dzieciństwie padły ofiarą przestępstw seksualnych.

Za ostrożnością w podchodzeniu do zeznań naocznych świadków przemawia jeszcze jeden grzech naszej pamięci – błędna atrybucja. Możemy np. świetnie zapamiętać jakąś twarz, ale przypisać ją do innego czasu i miejsca. Coś takiego zdarzyło się po zamachu w Oklahoma City w 1995 r., gdy FBI poszukiwało w całym kraju drugiego zamachowca, który wraz z Timothym McVeighem wypożyczył ciężarówkę, użytą później do wysadzenia budynku władz federalnych. Okazało się, że człowiek, który zapamiętał, jakoby McVeighowi towarzyszył drugi mężczyzna, pomylił się. Dzień po zamachu dwóch mężczyzn, policjantów zresztą, wypożyczyło inną ciężarówkę, a pracownik firmy pomieszał obydwa zdarzenia. Liczne eksperymenty psychologiczne potwierdziły, że nasz umysł ma skłonność do sklejania różnych doświadczeń w jedną całość.

Pozostałe grzechy pamięci, które opisuje pan w książce: nietrwałość, blokowanie – gdy np. nie potrafimy przypomnieć sobie nazwiska gwiazdy filmowej – lub roztargnienie nie są chyba aż tak niebezpieczne?

To zależy. Weźmy np. roztargnienie, czyli kłopoty w relacji pomiędzy uwagą a pamięcią. Wykonujemy jakąś czynność automatycznie – np. odkładamy okulary – a potem nie możemy sobie przypomnieć, gdzie je zostawiliśmy. Takie sytuacje są rzeczywiście niegroźne, a czasem nawet zabawne, choć mogą być bardzo kosztowne. Doświadczył tego słynny muzyk Yo-Yo Ma, który po koncercie w Nowym Jorku zapomniał zabrać z taksówki wiolonczeli wartej 2,5 mln dol. Na szczęście taksówkarz odnalazł się wraz z cennym instrumentem.

W książce chyba nie doceniłem niebezpieczeństwa płynącego z roztargnienia. Już po wydrukowaniu „Siedmiu grzechów pamięci” skontaktował się ze mną prawnik ze stanu Iowa, reprezentujący kobietę oskarżoną o spowodowanie śmierci swojego dziecka. Pewnego dnia odwoziła do żłobka kilkuletniego syna, ale w samochodzie była również kilkumiesięczna córeczka. Przez roztargnienie i zmianę codziennej rutyny zostawiła ją śpiącą w samochodzie. Tego dnia było bardzo gorąco i dziecko zmarło z przegrzania. Takich wypadków zarejestrowano, niestety, więcej, dlatego w Internecie powstała nawet strona, na której doradza się rodzicom, jak zapobiegać podobnym nieszczęściom. Skoro mówimy już o poważnych niebezpieczeństwach, powodowanych grzechami pamięci, koniecznie należy też wspomnieć o uporczywości. Traumatyczne zdarzenia z przeszłości, których nie potrafimy wyrzucić z naszej głowy, mogą doprowadzić nawet do samobójstwa.

„Siedem grzechów pamięci” napisał pan prawie 10 lat temu. Czy dziś coś by pan uzupełnił lub zmienił?

Właściwie wszystko pozostaje aktualne, choć pewnie dodałbym fragment albo nawet i cały rozdział poświęcony zależności pomiędzy przyszłością a przeszłością.

Brzmi to zagadkowo.

W latach 80., wspólnie ze słynnym badaczem pamięci Endelem Tulvingiem z University of Toronto, zajmowałem się pacjentem o inicjałach K.C. Na skutek wypadku motocyklowego doznał on uszkodzeń mózgu, które spowodowały zniszczenie tzw. pamięci epizodycznej. Objawiało się to tym, że K.C. nie pamiętał zdarzeń ze swojego życia, ale znał fakty – np. potrafił wymienić członków swojej rodziny oraz powiedzieć, gdzie mieszkają, ale nie był w stanie przywołać ani jednego pojedynczego zdarzenia, w którym by uczestniczył razem z nimi, dajmy na to – ostatnich urodzin ojca.

W trakcie badań K.C. ogromnie zaskoczył mnie fakt, że nie potrafił on również wyobrazić sobie, co dokładnie będzie robił w przyszłości. Tzn. wiedział, że np. jutro zje śniadanie, ale nie był w stanie zaplanować konkretnych czynności. Wyobrażanie sobie przyszłości najwyraźniej zależało w dużym stopniu od funkcjonowania pamięci epizodycznej. W ostatnich latach wróciłem do tego problemu i wraz ze współpracownikami przeprowadziliśmy wiele eksperymentów, które przyniosły ciekawe wyniki.

Potwierdziło się, że nie ma przyszłości bez przeszłości?

Badania za pomocą funkcjonalnego rezonansu magnetycznego rzeczywiście wykazały, że podczas wyobrażania sobie przyszłych zdarzeń uaktywniają się niemal te same obszary mózgu, które mocno pracują, gdy przywołujemy wspomnienia z przeszłości.

Jaki z tego wniosek?

Że za wyobrażanie sobie przyszłości i działanie pamięci epizodycznej odpowiada ten sam system neuronalny – obejmujący m.in. hipokamp, fragmenty kory przedczołowej i skroniowej. Działa on świetnie, gdyż projektując przyszłe zdarzenia umiemy dość swobodnie przestawiać zapamiętane elementy wydarzeń z przeszłości i z nich konstruować scenariusze tego, co ma dopiero nastąpić. Najprawdopodobniej płacimy jednak za to cenę – przestawianie zapisanych w pamięci elementów może prowadzić do błędów również wtedy, gdy przywołujemy zapamiętane wydarzenia. Tu może mieć swoje źródło np. grzech błędnej atrybucji.

Opisuje pan wiele ułomności pamięci. Czyżby naturze ten aspekt działania naszego umysłu mocno się nie udał?

Nie zgadzam się, że nasza pamięć to wyjątkowo wadliwy twór ewolucji. Wprawdzie piszę o grzechach pamięci, ale używam tego określenia w sensie metaforycznym. Należałoby raczej mówić o kosztach czy produktach ubocznych funkcjonowania pamięci. W przyrodzie nie ma nic za darmo i słabość naszej zdolności zapamiętywania to cena, jaką płacimy za działanie tego w sumie bardzo sprawnego systemu.

Podam taki przykład: niemal każdy intuicyjnie pragnąłby mieć pamięć idealnie i trwale rejestrującą wszystkie zdarzenia wraz ze szczegółami. W rzeczywistości zmieniłoby to nasze życie w koszmar. Np. poprosiłbym pana o przypomnienie sobie jakiegoś stołu, a w pańskiej głowie pojawiłoby się natychmiast tysiące stołów wraz ze wszystkimi szczegółami, bo pewnie tyle ich pan widział! To, że zapominamy mało użyteczne informacje, okazuje się błogosławieństwem.

Słynny rosyjski badacz pamięci Aleksander Łuria miał pacjenta – Salomona Szereszewskiego – dysponującego fenomenalną wręcz zdolnością rejestrowania zdarzeń i ich szczegółów. Miało to swoje zalety, ale i podstawową wadę – brak umiejętności pozbywania się zbędnych informacji, co powodowało sporo kłopotów. Gdy Szereszewski coś sobie przypominał, zalewał go potok szczegółów.

A co z takimi grzechami jak np. roztargnienie czy powstawanie fałszywych wspomnień? One też są ceną za prawidłowe działanie pamięci?

Gdy wykonujemy zapamiętaną czynność automatycznie, niemal poza udziałem naszej świadomości, uwalnia to nasz mózg i pozwala w tym czasie poświęcić uwagę czemuś innemu. Dlatego np. prowadząc samochód możemy rozmawiać czy myśleć o czymś innym. Natomiast powstawanie fałszywych wspomnień to często skutek uboczny kategoryzacji i generalizacji materiału, który obrabiamy w naszej pamięci. Bez tego jednak nie bylibyśmy w stanie uporządkować naszej wiedzy o świecie.

rozmawiał Marcin Rotkiewicz

 

Prof. Daniel Schacter, jeden z najwybitniejszych badaczy pamięci, były dziekan wydziału psychologii Uniwersytetu Harvarda. Zajmuje się takimi zagadnieniami, jak powstawanie fałszywych wspomnień, wpływ starzenia się na pamięć, neuropsychologia tworzenia śladów pamięciowych, nieświadome zapamiętywanie. Jego słynna książka „Siedem grzechów pamięci. Jak zapominamy i zapamiętujemy” została wydana po polsku (PIW 2003 r.).

 

Kłopotliwa siódemka

1. Nietrwałość Informacje z pamięci krótkotrwałej potrafią czasami zniknąć już po kilkudziesięciu sekundach. Z kolei te utrwalone w pamięci długotrwałej, jeśli nie są odświeżane, ulegają zamazaniu.

2. Roztargnienie Jeśli nie koncentrujemy uwagi na zapamiętywaniu danej informacji, szybko nam ona ulatuje; dlatego tak często zapominamy np., gdzie zostawiliśmy okulary czy klucze.

3. Blokowanie Nie potrafimy przywołać części jakiejś informacji, np. rozpoznajemy człowieka, ale nie możemy sobie przypomnieć, jak się nazywa.

4. Błędna atrybucja To np. przypisanie śladu pamięciowego do niewłaściwego źródła – wydaje nam się, że coś, co przeczytaliśmy w gazecie, opowiedział nam znajomy albo mylimy fantazję z rzeczywistością.

5. Podatność na sugestię Pod wpływem natarczywych pytań naprowadzających czy komentarzy pozwalamy sobie wmówić, że widzieliśmy jakieś zdarzenie albo zrobiliśmy coś, z czym naprawdę nie mieliśmy nic wspólnego.

6. Tendencyjność Mózg potrafi korygować nasze własne wspomnienia, np. dopasowując je do obecnej wiedzy; poprawiamy też wspomnienia, przedstawiając siebie w jak najlepszym świetle.

7. Uporczywość Rozpamiętywanie nieprzyjemnych wspomnień, o których chcielibyśmy jak najprędzej zapomnieć.

Polityka 33.2010 (2769) z dnia 14.08.2010; Nauka; s. 70
Oryginalny tytuł tekstu: "Więcej grzechów nie pamiętam..."
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną