O wszystkim decyduje krew. Jej przypływ i odpływ. Zauważył to już Leonardo da Vinci 500 lat temu, gdy dla swoich badań anatomicznych ściągał ze stryczków powieszonych przestępców. „Jeśli ktoś sądzi, że przyczyną twardości penisa jest wiatr, jak w piłce do grania, to twierdzę, że nie dałby on ani wagi, ani takiej zwartości. Poza tym widać, że sztywny penis ma czerwoną żołądź” – polemizował genialny medyk-amator z teoriami poprzedników, którzy erekcję tłumaczyli powietrzem pochodzącym z ducha wątroby.
To właśnie dzięki krwi, która zbiera się w członku (podczas wzwodu 8–10 razy więcej niż normalnie), mężczyźni nie potrafią ukryć podniecenia. Takie leki, jak Viagra, Cialis, Levitra, Maxigra czy Vizarsin, niemal w hydrauliczny sposób stawiają członka na baczność, gdyż – mówiąc w dużym uproszczeniu – zatrzymują krew w ciałach jamistych, wskutek czego penis rośnie i twardnieje, niezależnie od woli swojego właściciela. Mechanizm przypominający trochę napełnianie wodą wanny: pod wpływem stymulacji i zamknięcia odpływu krwi członek rośnie, a po ejakulacji ponownie się zmniejsza, bo dzięki otwarciu zastawek żylnych krew ma dokąd odpłynąć. „Krew jest kręgosłupem twardego członka” – napisała amerykańska dziennikarka Mary Roach w swojej książce „Bzyk” (o pasjonującym zespoleniu nauki i seksu), w której ze swadą i humorem opisuje różnice między męskim i żeńskim odczuwaniem rozkoszy. Ale pokazuje też, że choć natura w obu płciach inaczej rozłożyła seksualne akcenty, wykorzystała podobny surowiec – krew buzującą w naczyniach podczas podniecenia. Tylko u kobiet dostrzec to trudniej.