W całej historii architektury istniał kanon, który pomimo różnic stylistycznych nakazywał, by zawsze współgrała ona z otoczeniem. Dobra architektura musi być nie tylko funkcjonalna, ale i powinna pasować do kontekstu urbanistycznego, architektonicznego i przyrodniczego. Tego do dzisiaj uczą się studenci. Kanon ten jednak słabnie i być może już niedługo przestanie obowiązywać. Coraz częściej wielcy architekci z premedytacją go łamią, a nawet robią wszystko, by mu zaprzeczyć. Najbardziej cenione obiekty często więc wyglądają, jakby spadły z nieba i stanęły gdzieś przez przypadek. W ogóle nie uwzględniają otoczenia i są w nim ciałem obcym. To tak zwana architektura spadochronowa.
Gehry, Calatrava, Hadid – te trzy nazwiska stanowią obecnie ścisłą czołówkę światowej architektury. O każdym z nich mówi się star-architect, a jednocześnie wszyscy uprawiają architekturę spadochronową. Wystarczy spojrzeć na ich dzieła: Hotel Marques de Riscal w Elciego w Hiszpanii, tytanowe Muzeum Guggenheima w Bilbao czy Tańczący Dom w Pradze – Franka Gehry’ego. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Milwaukee, opera na Teneryfie czy planetarium L’Hemisferic w Walencji – Santiago Calatravy. Eli Broad Art Museum na Uniwersytecie w Michigan czy fabryka BMW koło Lipska – Zahy Hadid. Wszystkie te obiekty szokują swoją formą i ekspresją, wszystkie pokazują, co jeszcze może kryć się w głowie architekta. I co dzisiaj jest możliwe do zbudowania, choćby zdawało się zaprzeczać wszelkim prawom statyki czy – jak to się dzisiaj mówi w świecie konstruktorów – mechaniki budowli.
Mistrzem ekspresji i skupiania uwagi jest Frank Gehry – Kanadyjczyk o polsko-żydowskich korzeniach. Jego słynne na cały świat Muzeum Guggenheima w Bilbao, oddane do użytku w 1997 r., stało się szybko największą atrakcją stolicy kraju Basków. Dzisiaj wielu turystów odwiedza niegdyś raczej ciche miasto głównie po to, by podziwiać bryłę muzeum. Dzięki niemu nowego charakteru nabrało całe miasto. I taki, zdaniem Gehry’ego, jest główny cel architektury. – Chciałem – mówi – stworzyć budynek muzyczny, liryczny, dający dużo przyjemności, ale ten efekt postanowiłem osiągnąć nie za pomocą dekoracji, lecz formy.
Albo Hotel Marques de Riscal. Kontrast, jaki Gehry uzyskał, umieszczając w środku starej, małomiasteczkowej hiszpańskiej zabudowy pofalowaną i poszarpaną, zbudowaną z tytanu, betonu, szkła i stalowych prętów, bryłę, jest naprawdę niezwykły. Hotel wygląda, jakby spadł w sam środek Elciego – stolicy hiszpańskiego winiarstwa – z kosmosu, z odległej galaktyki.
Hadid i Calatrava robią dokładnie to samo. Ich projekty i realizacje mają być nie tylko funkcjonalne – to zresztą schodzi na drugi plan – ale przede wszystkim mają być manifestacją, wznosić się na szczyty artystycznej ekspresji, przyciągać formą tłumy, informować publiczność, że architektura dzisiaj nie ma granic.
Sztuka oryginalności
Czy architekt może dzisiaj wszystko? – Na tak postawione pytanie – mówi Jan Pietrzak, architekt, główny konsultant i doradca londyńskiego studia HOK – można odpowiedzieć twierdząco. Z kilku powodów. Architektura, mniej więcej od lat 70. ubiegłego wieku, wyzwoliła się raz na zawsze z modernistycznego dogmatu. Po modernizmie bardzo wielu architektów zaczęło szukać własnych dróg i sposobów ekspresji. W filozofii architektury nastąpiło wielkie uwolnienie. Powstało mnóstwo izmów i wszystkie stały się równoprawne. Drugim powodem jest technologia, a mianowicie eksplozja komputerowych udogodnień, wykorzystywanych w tworzeniu formy i konstrukcji. Komputery niezwykle dzisiaj architektom pomagają, zwłaszcza gdy trzeba szybko obliczyć, czy zaprojektowana forma będzie stabilna i odporna na czynniki środowiska. Można więc szybko sprawdzić swoje koncepcje i robić wiele wariantów projektu.
Zdaniem Jana Pietrzaka, wielu inwestorów dostrzega te zmiany. Często zatem, poza względami finansowymi, kierują się oni także potrzebą oryginalności i wyjątkowości. Chcą się wyróżniać. Dlatego chętnie widzą w swoim portfelu realizacje wyjątkowe, nowatorskie, szokujące formą, i są skłonni za nie dobrze płacić. To wszystko sprawia, że architekci mają dzisiaj wielkie pole do popisu i mogą wszystko, a w każdym razie znacznie więcej aniżeli kiedyś.
Komputery pozwalają dzisiaj projektować rzeczy, których wcześniej zaprojektować by się nie dało. Przede wszystkim pozwalają modelować cyfrowo budowle bardzo trudne. „Na piechotę” raczej nikt nie obliczyłby konstrukcji np. dachu Złotych Tarasów w Warszawie. Mówi Andrzej Sitko, dyrektor polskiego oddziału międzynarodowej firmy konsultingu inżynierskiego Arup, odpowiedzialny za tę konstrukcję: – W tej chwili mamy tendencję, by architekturę z otoczeniem zestawiać na zasadzie kontrastu. Nie wymyśla się form, które pasują do zabudowy już istniejącej, chodzi raczej o wywołanie reakcji szokowej. Projektantem Złotych Tarasów był kalifornijski architekt John Jerde. Jego projekt nawet gdzieś nazwano właśnie spadochronowym. Jerde siedzi sobie w Kalifornii, coś wymyśla, a potem „zrzuca” to w dowolne miejsce na świecie.
Oczywiście nie do końca tak było. Dużym zrozumieniem wykazał się deweloper Złotych Tarasów. Doskonale wyczuł, jak wielkie znaczenie dla ich atrakcyjności ma fakt, że powstaje coś zupełnie wyjątkowego. Budżet tego projektu był w związku z tym podwyższany. Podobnie było z Tańczącym Domem Gehry’ego w Pradze. Ta budowla kompletnie do Pragi nie pasuje, a jednak została zaakceptowana i wzbudza ogromne zainteresowanie. Albo z budynkiem chińskiej telewizji w Pekinie. Można rzec: troszeczkę pijany. To też dzieło konstruktorów Arupa.
Architektura, technika i nauka
Jeszcze nigdy w historii architektury tak wyraźnie nie spotykały się sztuka z techniką i nauką. Postęp w wykorzystaniu informatyki zaowocował tym, że dzisiaj mówi się już nawet o tzw. architekturze komputacyjnej, w której główną rolę gra komputer. Rola architekta sprowadza się wyłącznie do stworzenia zupełnie wstępnej koncepcji budowli, wyboru parametru kształtu, po czym komputer robi resztę. Służą do tego wyspecjalizowane programy, np. Generative Components czy Rhino Grasshopper.
To najnowszy trend, którego naucza się w renomowanych szkołach architektury, takich jak Architectural Association w Londynie czy Institute for Advanced Architecture of Catalonia, i który jest praktykowany w uznanych architektonicznych biurach światowych: Zaha Hadid Architects, Arup, Grimshaw and Partners, PTW Architects, Gehry Partners czy Aedas.
W wyborze kształtu architekt może inspirować się w zasadzie wszystkim – formami życia przeróżnych organizmów, strukturą roślin, kryształów, sieciami neuronalnymi, bańkami mydlanymi itd. Staje się kimś w rodzaju reżysera niezwykłych geometrii. Czy taka będzie architektura XXI w.? – Dostrzegam wpływ nowoczesnych technologii informatycznych – mówi Zygmunt Stępiński, znawca współczesnej architektury, założyciel i wieloletni redaktor naczelny miesięcznika „Murator” – i doceniam fakt, że są one bardzo pomocne w pracy architektów. Widzę też dokonania wielu współczesnych twórców i sądzę, że projekty np. Calatravy przetrwają dziesięciolecia i kiedyś będą tak piękne i ważne jak dzisiaj. Z drugiej strony, gdzieś z tyłu głowy odczuwam lęk i słyszę pytanie: czy komputery nie zabiją architektury? Czy dzisiaj kształceni architekci, którzy dosłownie wszystko robią na komputerach, nie zapomną o tym, że architektura to przede wszystkim pomysł i rysunek? Nie wiem. Wiem natomiast, że wyburza się nieraz całe kwartały starej zabudowy miejskiej, by dać miejsce nowym inwestycjom. Bardzo często to, co tam powstaje, jest jednak chaotyczne i nieładne.
Jeszcze jeden wymiar
Projekt nosi nazwę Dynamic Tower. Autorem jest włoski architekt David Fisher. Pierwsza 80-piętrowa dynamiczna wieża ma powstać w Dubaju – chociaż dzisiejsza sytuacja ekonomiczna miasta raczej nie sprzyja takim inwestycjom. Druga – w Moskwie, a kolejne w innych metropoliach. Architektonicznie projekt nawiązuje wyraźnie do wieżowców Turning Torso w Szwecji czy Fordham Spire w Chicago, autorstwa Santiago Calatravy. Ma, tak jak tamte, nierówną linię ścian i wijącą się bryłę. Tyle że wieże Fishera będą... ruchome. Do trzech wymiarów przestrzennych zostanie dodany czwarty – czas, który manifestuje się w ciągłym ruchu. Każde piętro wieży Fishera będzie się niezależnie obracać dookoła głównej osi budynku; ta pozostanie nieruchoma i pomieści ciągi komunikacyjne oraz instalacje. Jeśli odpowiednio zsynchronizuje się obroty wszystkich pięter, powstanie wijąca się i wciąż zmieniająca kształt wieża. Mieszkańcy tych ruchów nie odczują, poza tym, że wciąż zmieniać się będzie widok za ich oknem – cały obrót potrwa około 3 godz. Za każdym razem jednak, gdy przechodzień spojrzy na mijaną wieżę, dostrzeże nieco inny, wijący się jak gigantyczny korkociąg, architektoniczny twór.
Po co? – można by zapytać. – Dzisiejsze życie to głównie dynamizm – wyjaśnia Fisher – dlatego postanowiłem to pokazać w przestrzeni, w której żyjemy.