Nad odległymi planetami, na których toczyła się akcja takich filmów jak „Gwiezdne Wojny”, „Obcy” czy „Awatar” błyszczały dwie albo nawet trzy dzienne gwiazdy. To popularny motyw wielu filmów science-fiction. Z pewnością ich zachody i wschody dostarczały obserwatorom niezapomnianych wrażeń. Ale motyw ten wcale nie jest fantastyczny. Badacze nieba szacują, że gwiazdy we wszechświecie – a na pewno w naszej Galaktyce – występują częściej w parach, aniżeli samodzielnie. Przykładowo, najjaśniejsze i najbliższe nam gwiazdy, jak Syriusz czy Alfa Centauri, mają w swym układzie właśnie gwiazdy-towarzyszki.
Pod tym względem nasze Słońce należy do niewielkiej – ale jednak - mniejszości. Teraz, astronomowie i biolodzy z University of St. Andrews postanowili zbadać, jak mogłoby wyglądać życie, gdyby na niebie planety podobnej do Ziemi świeciło kilka słońc. Wyniki swoich badań przedstawili właśnie na spotkaniu Royal Astronomical Society w Llandudno w Walii.
Obca fotosynteza
Uczeni zajęli się przede wszystkim światem roślin i podstawowym mechanizmem, który zapewnia im życie, a więc fotosyntezą. Dla przypomnienia – fotosynteza jest procesem biochemicznym, który pozwala z substancji prostych otrzymywać złożone i czerpać z nich energię. Potrzeba do tego głównie promieniowania słonecznego, ale także wody. Skomplikowane i wieloetapowe reakcje powodują, że światło słoneczne w połączeniu z wodą redukuje dwutlenek węgla, w wyniku czego powstają tlen i węglowodory, głównie glukoza. A ta stanowi podstawowy roślinny „pokarm”.
Badacze z St. Andrews postanowili przyjrzeć się dokładniej, jak przebiegałby proces fotosyntezy w sytuacji, gdyby na powierzchnię planety świeciły dwa słońca, przy czym jednym z nich był czerwony karzeł (długowieczna i stabilna gwiazda, nieco mniejsza od Słońca, w której reakcje termojądrowe są istotnie spowolnione i ograniczone).