Najsłynniejszą komórką ostatnich tygodni stał się telefon Grzegorza Napieralskiego, bo posłużył przewodniczącemu SLD do fotograficznego upamiętnienia spotkania z Barackiem Obamą. Fotka od razu poleciała w świat, czyli do Internetu – można ją obejrzeć na serwisie mikroblogowym Blip z podpisem: „Przekazałem pozdrowienia od polskich internautów”. Władysław Frasyniuk uznał zachowanie szefa SLD za wyraz buractwa, najwyraźniej nie rozumiejąc, że nawet jeśli było to buractwo, to bardzo dobrze skalkulowane.
Napieralski konsekwentnie buduje swój wizerunek młodego, dynamicznego polityka, doskonale znającego się na technice i innowacjach. A z badań wynika jasno, że 92 proc. polskich nastolatków wykorzystuje swoje komórki do filmowania i fotografowania (badania „Młodzież a telefony komórkowe” przeprowadzone przez TNS OBOP w marcu br. na zlecenie Internetq Poland). Polska młodzież, podobnie zresztą jak rówieśnicy z innych krajów, nie potrafi bez komórek wyobrazić sobie życia, 27 proc. deklaruje, że wróciłoby po zapomniany gdzieś aparat, 28 proc. dałoby jakoś radę bez telefonu, odczuwając jednak głęboki niepokój. Trudno się dziwić, skoro komórka przydaje się podczas lekcji (60 proc.), klasówek (18 proc.), a nawet podczas mszy (8 proc.).
Takie statystyki muszą wywoływać niepokój i dociekania, co się w nich wyraża. Być może fonoholizm, czyli nowa choroba cywilizacyjna polegająca na uzależnieniu od telefonu komórkowego. Czy w takim jednak razie o ludziach epoki przedkomórkowej należy mówić, że byli chronoholikami, czyli osobami uzależnionymi od zegarków?