Joanna Podgórska: – „Krzywda istnienia” to tytuł pani pracy doktorskiej i centrum naukowych zainteresowań. Jak rozumieć to pojęcie?
Joanna Różyńska: – W pracy tej starałam się odpowiedzieć na pytanie, czy w erze nowoczesnej diagnostyki prenatalnej i preimplantacyjnej, skutecznych i bezpiecznych metod kontroli płodności oraz wspomaganej prokreacji jest coś moralnie nagannego w świadomym powołaniu do istnienia dziecka obarczonego poważnym upośledzeniem bądź chorobą o podłożu genetycznym. Czy rodzice, którzy mają dostęp do zdobyczy współczesnej medycyny i świadomie dokonują takiego wyboru, wyrządzają dziecku krzywdę? Czy życie w ogóle może być traktowane w kategoriach krzywdy?
Pytania te mogą wielu osobom wydać się niedorzeczne. Przez tysiąclecia przekazywanie życia traktowane było jako coś oczywistego i nieproblematycznego. W Polsce do dziś dominuje takie myślenie. Uznaje się, że życie zawsze jest błogosławieństwem, bez względu na to, z jakim wielkim cierpieniem i z jakimi ograniczeniami się wiąże. Nie zgadzam się z tak kategorycznym poglądem. Uważam, że są sytuacje, w których obdarzenie kogoś istnieniem może być uznane za czyn moralnie nieodpowiedzialny, a nawet naganny. Zapewne wiele osób zgodzi się ze mną, że na taką ocenę zasługują na przykład rodzice, którzy świadomie i bez żadnych mocnych racji decydują się np. na powołanie do życia dziecka obarczonego chorobą Tay-Sachsa. To przypadek skrajny. Choroba nieuleczalna, głęboko upośledzająca, prowadząca do śmierci w 3–4 roku życia. Niewątpliwie rozsądni ludzie mogą się też spierać co do oceny decyzji, które prowadzą do narodzin dzieci dotkniętych mniej tragicznymi schorzeniami.