Na początku ubiegłego wieku wyobraźnią ludzi interesujących się budową Ziemi rządziły dwie cieszące się dużym powodzeniem teorie. Ta pierwsza dowodziła, że lądy i morza mają na kuli ziemskiej swoje stałe miejsca – są tam, gdzie były od zawsze. Druga tłumaczyła, skąd się wzięły na powierzchni globu zmarszczki zwane górami: Ziemia od momentu powstania cały czas stygnie; stygnąc, kurczy się, przez co jej zewnętrzna powłoka marszczy się jak skórka jabłka.
Ale w połowie ubiegłego wieku naukami o Ziemi w sposób wręcz absolutny zawładnęła teoria tektoniki płyt. Nie jest ona budowlą, która powstała w jeden dzień, na wzór konstrukcji z lanego betonu. Wznoszono ją stopniowo z cegieł, które – żeby już trzymać się tego budowlanego porównania – były wytwarzane w różnych cegielniach i bardzo różniły się kształtem, wielkością, fakturą. Ale mniej więcej 50 lat temu kilku architektów znalazło klucz do ich dopasowania. W krótkim czasie wznieśli kompletną, dobrze przemyślaną budowlę. Poszło im łatwo, bo fundament był od lat gotowy.
Obietnica
Początek tej historii sięga 1910 r., gdy pewnego grudniowego wieczoru do drzwi skromnego domu w Marburgu, niewielkim uniwersyteckim mieście w Hesji, zapukał posłaniec. Doręczył prezent bożonarodzeniowy od przyjaciela dla młodego naukowca. Alfred Wegener – tak nazywał się odbiorca – natychmiast zabrał się do wertowania zbioru map, jakim był Allgemeiner Handatlas, świeżo opracowany przez znanego wydawcę Richarda Andree’a. Wzrok obdarowanego zatrzymał się na mapie Oceanu Atlantyckiego, odmiennej od tych, które znał do tej pory. Wkrótce Alfred pisał w liście do swojej narzeczonej Else, córki wybitnego meteorologa Wladimira Köppena: „Czyż wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej nie pasuje dokładnie do przeciwległego wybrzeża zachodniej Afryki, tak jakby kiedyś tworzyły jedną całość?