Ten „wulkan” natychmiast rozpoznają wszyscy, którzy wyruszają z Wrocławia na południe. Stożek Ślęży – majestatycznej góry Dolnego Śląska – robi wrażenie na wszystkich podróżnych i budzi jednoznaczne skojarzenia z Etną lub Wezuwiuszem. Jednak podobieństwo tej góry do wulkanu kończy się na kształcie i urodzie. Zdaniem polskich geologów masyw Ślęży to wypiętrzony fragment takiego samego podłoża jak i pobliskich Sudetów, zbudowany zapewne ze skał bardziej odpornych niż podłoże otaczających Ślężę nizin. To samo można powiedzieć o sudeckiej Śnieżce. Ten prawie idealny stożek, sterczący nad płaskim grzbietem Karkonoszy, zwykle kojarzony jest przez turystów z wulkanem, ale nim nie jest.
Polska Wulkania
A jednak to właśnie w okolicy tych fałszywych wulkanów, w zachodniej części Dolnego Śląska, w obrębie Pogórza Kaczawskiego i Izerskiego, rozciąga się autentyczna polska Wulkania, żeby posłużyć się analogią do słynnego już, powstałego przed 10 laty z inicjatywy Valerego Giscarda d’Estainga, parku wulkanicznego Vulcania na terenie francuskiej Owernii. Nawiasem mówiąc, francuska Owernia i niemieckie góry Eifel to drugi kraniec tej samej strefy, która ciągnie się od Góry Świętej Anny na Opolszczyźnie w kierunku zachodnim – poprzez środkowe Niemcy aż do Francji, tworząc tzw. środkowoeuropejską prowincję bazaltową.
Na terenie Dolnego Śląska geolodzy natknęli się na ponad 300 powierzchniowych wystąpień skał wulkanicznych, w tym 44 ślady, niekiedy bardzo wyraźne, po stożkach wulkanicznych. Musiała tu być druga może nie Japonia, ale Islandia.