Dwie strony jednego jabłka
Apple zaprezentował parę tygodni temu kilka nowych produktów, z których jeden – MacBook Pro – zasługuje na omówienie szersze, niż to robimy zwykle w rubryce Technoecho. Po pierwsze dlatego, że niewątpliwie jest on rzadko spotykanym osiągnięciem inżynieryjnym. Tym razem typowa dla Apple quasi-religijna propaganda sukcesu ma racjonalne podstawy. Nowy MacBook przenosi zabawę i pracę na wyższy poziom nie ewolucyjnie, lecz rewolucyjnie.
Po drugie, warto o nim wspomnieć szerzej, bo jest jednocześnie symbolem niekoniecznie pożądanych tendencji na rynku urządzeń elektronicznych. Chcemy tego czy nie, lubimy Apple, a po premierze najnowszego laptopa z matrycą Retina nic w świecie komputerów przenośnych nie będzie już jak dawniej.
MacBook tylko z pozoru przypomina swoje poprzednie wcielenia. Został zaprojektowany od podstaw. To dlatego niespotykaną dotąd w laptopach moc obliczeniową udało się zamknąć w obudowie o grubości zaledwie 1,8 cm i wadze 2 kg. Stało się tak głównie dlatego, że to urządzenie jest pozbawione całkowicie elementów ruchomych (mikromechanicznych). Nie znajdziemy w nim ani odtwarzacza/nagrywarki DVD, ani talerzy dysków twardych. Napęd optyczny trzeba podłączać z zewnątrz, zamiast „twardziela” mamy natomiast dysk SSD. To ostatnie rozwiązanie znacząco podnosi szybkość działania komputera. Przeprojektowano całkowicie system chłodzenia, by zdołał ostudzić szybkie, czterordzeniowe procesory Intel Core i7 (od 2,3 do 2,7 GHz) oraz szybkie, nowe karty grafiki.
Nowy MacBook będzie przede wszystkim kojarzony z matrycą Retina. Miłośnicy Apple znają ją z ostatnich iPhone’ów i iPadów – ale nie w tak spektakularnym wydaniu.