Miło reprezentować Polskę podczas Europejskiego Kongresu Kardiologicznego, bo można usłyszeć, jak nas chwalą: za perfekcyjnie zorganizowaną sieć placówek leczących ostre zawały serca, wysoką jakość rejestrów chorych, podwojony w okresie 10 lat odsetek pacjentów (z 12 do 26 proc.) skutecznie leczonych na nadciśnienie. Można powiedzieć, że serce rośnie, gdy podczas obchodów Światowego Dnia Serca (30 września) kolejki chętnych ustawiają się do badań poziomu cholesterolu i pomiaru ciśnienia krwi, a wszyscy solennie sobie przysięgają, że rzucą palenie. Jeśli jednak głębiej wejrzeć w statystyki, obraz się komplikuje.
Lepsza opieka - więcej pacjentów
Świetnie, że udaje się uratować 95 proc. pacjentów w ciągu pierwszych godzin po zawale, gorzej, że w ciągu roku następującego po kryzysie umiera 15 proc. uratowanych. Spośród 10,5 mln ludzi z nadciśnieniem aż 3 mln nie ma pojęcia, że grozi im poważne niebezpieczeństwo, bo nawet nie mierzą regularnie ciśnienia. Choć nasza sieć placówek kardiologii interwencyjnej stawiana jest za wzór w Europie, wiele prywatnych ośrodków nie zatrudnia na całodobowych dyżurach wykwalifikowanych kardiologów po egzaminach specjalizacyjnych, ponieważ mimo podwojenia w ostatnich latach liczby zabiegów udrażniających naczynia wieńcowe, liczba specjalistów wzrosła zaledwie o 5 proc.
Jakie mamy szanse w walce z chorobami układu krążenia, które niezmiennie od lat są w Polsce główną przyczyną śmierci? I jaki na tle innych krajów jest rzeczywisty stan naszej kardiologii? Mamy się czym chlubić w dziedzinie walki z miażdżycą, nadciśnieniem lub zawałami serca, jednak analiza doniesień z tegorocznego Europejskiego Kongresu Kardiologicznego pokazuje, że pojawiły się inne problemy, z którymi trzeba sobie umieć radzić, i że w tych nowych dziedzinach znów zaczynamy ustępować europejskiej czołówce.