Awangarda ruszyła, nie czekając na ustawy. Wystarczy wpisać w okienko internetowej przeglądarki adres otwartazacheta.pl, by obejrzeć serwis warszawskiej Narodowej Galerii Sztuki „Zachęta”. Internauta znajdzie w nim nie tylko kolekcje dzieł: obrazów, filmów, lecz także materiały krytyczne i gotowe konspekty lekcji. Na dodatek, zupełnie legalnie, treści te może pobrać na swój komputer i wykorzystać, np. przygotowując lekcję lub prezentację.
– Serwis jest tylko jednym z przykładów zmiany podejścia do publiczności – wyjaśnia Hanna Wróblewska, dyrektorka Zachęty. – Nowoczesne instytucje kultury muszą się otwierać, zachęcając i przygotowując do uczestnictwa. Nie wystarczy czekać z biletami na ciągle tych samych widzów. Dlatego przebudowaliśmy wnętrze, otworzyliśmy się na dzieci i młodzież, oferując liczne zajęcia edukacyjne. W końcu Internet to sposób dostępu nie tylko do zdigitalizowanych kolekcji sztuki, lecz również innych zasobów, jakie wytwarza galeria.
Skąd jednak ta cyfrowa otwartość? Czy nie lepiej zarabiać, jak robi to wiele muzeów i galerii, sprzedając prawa do reprodukcji obrazów i wizerunków dzieł? – Więcej zyskamy otwierając zasoby, bo w ten sposób pomagamy w edukacji kulturalnej. A im większe kompetencje publiczności, tym większa szansa, że więcej ludzi zacznie przychodzić do nas na wystawy i wydarzenia – tłumaczy Hanna Wróblewska.
W podobny sposób działa Muzeum Sztuki Nowoczesnej (MSN), które udostępnia w internetowej filmotece dzieła polskich artystów sztuk wizualnych XX i XXI w. Dostęp do filmów jest mniej swobodny niż w Zachęcie – można je jedynie obejrzeć, bez możliwości pobrania na swój komputer.
Inicjatyw promujących wolny i legalny dostęp do zasobów kultury i wiedzy przybywa.