Energiewende
Niemcy stawiają świat na głowie. Rezygnują z atomu, węgla, gazu i ropy
Od lat Niemcy są w awangardzie państw troszczących się o środowisko. Wpływy – i poglądy – tzw. zielonych na codzienne życie Niemców i na politykę niemiecką zawsze były duże. Stąd Niemcy zawsze podpisywały się pod wszelkimi inicjatywami, które zmierzały do tego, by minimalizować zgubny wpływ cywilizacji – i jej przemysłu – na świat; na przykład, by ograniczać oddziaływanie gazów cieplarnianych na ziemską atmosferę i ziemski klimat. Przełom nastąpił jednak dwa lata temu, po katastrofie elektrowni jądrowej Fukuszima w Japonii. To wtedy Angela Merkel i jej doradcy powiedzieli – dość! Dalej się tak nie da.
W kilka dni po katastrofie rząd niemiecki ogłosił słynne moratorium jądrowe, a więc zapowiedział natychmiastowe zamknięcie ośmiu najstarszych elektrowni jądrowych, a także ogłosił, że do 2022 r. zamkniętych zostanie kolejnych dziewięć. Czyli wszystkie, nawet te całkiem nowoczesne. Za dziewięć lat w Niemczech nie będzie żadnej czynnej elektrowni jądrowej, chociaż realizowały one aż 25 proc. zapotrzebowania energetycznego kraju. Mało tego, siłownie korzystające z węgla, gazu i ropy też będą wycofywane, systematycznie, jedna za drugą. W końcu, w 2050 r. aż 80 proc. energii dla tego wysoko uprzemysłowionego i ludnego (80 mln) państwa będzie pozyskiwane ze źródeł odnawialnych, głownie słońca i wiatru. W ten sposób Niemcy przyczynią się do ograniczenia niekorzystnego wpływu energetyki na środowisko. Zdobędą też – po wsze czasy – nowe, odnawialne źródła energii Teraz jeszcze brzmi to jak bajka, ale...
Kto jak nie Niemcy?
Ta deklaracja wywołała szok na całym świecie. Pojawiło się wiele głosów sceptycznych; że to decyzja polityczna, że jeszcze wiele się może zmienić i być może Niemcy będą zmuszone zrewidować swoje plany.