Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Nieloty

Ginące pasieki

Jerzy Kowalczyk, pszczelarz z warszawskich Siekierek. Dziś miejskie pszczoły mają się lepiej niż wiejskie. Jerzy Kowalczyk, pszczelarz z warszawskich Siekierek. Dziś miejskie pszczoły mają się lepiej niż wiejskie. Filip Springer / Polityka
Słynnym powiedzeniem, powtarzanym do znudzenia, że zaraz po tym, jak wymrą pszczoły, podobny los spotka ludzi, jakoś się nie przejęliśmy. Lepiej, żebyśmy się nie przekonali, czy na pewno jest prawdziwe.
Tomasz Waloszek w swojej pasiece wykorzystuje tylko naturalne materiały, a mimo to pszczoły giną.Filip Springer/Polityka Tomasz Waloszek w swojej pasiece wykorzystuje tylko naturalne materiały, a mimo to pszczoły giną.

Plaga. Zaciska ręce na kierownicy i mówi: – Jedziemy we trzech, bo wszyscy cierpimy przez tę plagę. W Wadowicach jest taki jeden rzeźbiarz, zamówiliśmy u niego figurę św. Ambrożego, patrona pszczelarzy. Postawimy go przy drodze, te ostatnie nasze pszczółki będą go sobie oblatywać. Bo już chyba tylko to nam zostało.

A potem dodaje gazu. Za oknami, jak okiem sięgnąć, żółto od kwitnącego rzepaku.

Z życia pszczół. W ulu panuje precyzyjny podział obowiązków. Jest królowa, są trutnie, są też młode pszczoły dbające o czystość i porządek. I pszczoły lotne, których zadaniem jest przynoszenie do ula pyłku, nektaru i wody. To one wystawione są na największe niebezpieczeństwo. Giną pierwsze, gdy w środowisku pojawi się szkodliwa dla nich substancja. Mimo to pełnią swoje obowiązki do samego końca. Bo ról społecznych w świecie pszczół jest dużo, ale nie ma wśród nich roli pszczoły-buntowniczki.

Osiem. Wchodząc do pasieki Tomasza Waloszka, trzeba patrzeć pod nogi. On sam też patrzy, właściwie cały czas. Rozmawia z kimś albo pije kawę, albo sprawdza coś w telefonie, ale cały czas jego wzrok dokładnie omiata trawnik przed ulami. Wypatruje tam niemrawych pszczół. Jest ich coraz więcej. Owady gramolą się niezdarnie w trawie, nie mają siły lecieć. Waloszek podnosi je wszystkie, nie umie się oprzeć. Widział to już setki razy, a mimo to za każdym razem próbuje na nowo. Kładzie na otwartej dłoni i chwilę się im przygląda. A potem wdmuchuje w ich skrzydełka powietrze, by mogły się wznieść. Ale one nie mają już na to siły.

Polityka 25.2013 (2912) z dnia 18.06.2013; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Nieloty"
Reklama