Leczenie znaczeniem
Dlaczego placebo działa, a homeopatia ma coraz więcej zwolenników?
[Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA 11 sierpnia 2013 roku]
W kwietniu tego roku Sąd Okręgowy dla Warszawy Pragi uznał redaktora portalu Racjonalista.pl winnym zniesławienia homeopaty i skazał go na karę grzywny (obecnie skazany odwołuje się od wyroku). Zniesławienie miało polegać na publikacji dwóch pism interwencyjnych. Pierwsze dotyczyło faktu, że stosując metody homeopatyczne, posługiwał się w kontaktach z pacjentami stopniem naukowym doktora medycyny, który zresztą posiadał. W drugim piśmie, skierowanym do okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej, skazany postulował wszczęcie postępowania w tej sprawie, ponieważ zgodnie z art. 57 Kodeksu Etyki Lekarskiej „lekarz nie może posługiwać się metodami uznanymi przez naukę za szkodliwe lub bezwartościowe”.
Tym z czytelników, którzy nie wiedzą, co zawierają specyfiki homeopatyczne, wyjaśniamy: najczęściej jest to cukier z niewielkim dodatkiem rozpuszczalnika (alkoholu). Skąd więc to uznanie homeopatii przez niektórych lekarzy i pacjentów? Oraz sędziów?
Jak działa homeopatia?
Wedle zwolenników homeopatii owe leki to specyfiki specjalnie przygotowane i indywidualnie dobrane do objawów i pacjenta. Dodatkowo opatrzone przebogatym opisem zarówno sposobu ich otrzymania, jak i działania. W skrócie: główna zasada homeopatii sprowadza się do przekonania, że dla wyleczenia konkretnej choroby należy podać cierpiącemu substancję, która u zdrowej osoby ów objaw wywoła – jest to zasada similia similibus curentur, czyli podobne leczy się podobnym.
Farmakopea homeopatyczna (biblia homeopatów) zawiera opis substancji sklasyfikowanych ze względu na efekt, jaki wywołują u stosujących je ochotników. Co ciekawe, objawy te są „doświadczane” nawet przez kilka kolejnych dni po zażyciu i skrupulatnie zapisywane, by następnie posłużyć jako wzorzec do doboru substancji leczniczej. Ale właściwa substancja to nie wszystko – należy ją jeszcze odpowiednio przygotować, czyli rozcieńczyć i powytrząsać. Oczywiście, nie tak zwyczajnie, lecz wedle specjalnych zasad. A więc do części substancji wyjściowej dodaje się wielokrotnie więcej części rozpuszczalnika i potrząsa mieszaniną określoną liczbę razy. Następnie do części tej mieszaniny znowu dodaje się rozpuszczalnik i wytrząsa. Ten proces, powtarzany wielokrotnie, homeopaci nazywają potencjalizacją. I tu napotykamy paradoks: zamiast spodziewanego pozytywnego związku między wielkością dawki substancji leczniczej i uzyskiwanym efektem, w homeopatii jest na odwrót – im mniej tej substancji w leku, tym mocniejsze jego działanie.
Jak to możliwe, że roztwór, w którym wskutek wielokrotnego rozcieńczania nie ma nawet jednej cząsteczki substancji aktywnej, wykazuje jakiekolwiek właściwości lecznicze? Ano – jak twierdzą homeopaci – dzięki unikatowej właściwości wody, a dokładnie jej pamięci. W tej dziedzinie najbardziej znanym naukowcem, na którego się powołują, jest Francuz prof. Jacques Benveniste, który w 1988 r. opublikował doniesienie dotyczące reakcji komórek układu odporności na homeopatycznie rozcieńczoną substancję. I to nie byle gdzie – w prestiżowym tygodniku naukowym „Nature”! Skrót tego artykułu został przyjęty do druku z bardzo poważnymi zastrzeżeniami, że jego pełna wersja może się ukazać dopiero po zweryfikowaniu opisanego wyniku przez niezależne laboratoria, w kontrolowanych warunkach, z zachowaniem zasady ślepej próby. Jak łatwo się domyślić, nigdy się to nie udało, a sam Benveniste za swoje badania został „uhonorowany” nagrodą Ig Nobla (takim antynoblem), przyznawaną za odkrycia, których „nie da się lub nie powinno się powtarzać”.
Czym jest efekt placebo?
Dlaczego pacjenci i aplikujący im środki homeopatyczne lekarze uparcie twierdzą, że tabletki z cukru, jak również inne metody tzw. medycyny niekonwencjonalnej, są skuteczne? Tajemnica tkwi w sile efektu placebo. Sama jego nazwa pochodzi od łacińskiego placeo – „podobać się” i pierwotnie stanowiła epitet dla czynności podejmowanych przez lekarzy chcących przypodobać się pacjentowi. Amerykanin Eric Mead, z zawodu magik, podał bardzo zgrabną definicję placebo jako „(…) czegoś nieprawdziwego, co zamienia się w coś jak najbardziej prawdziwego tylko dlatego, że ktoś wierzy, że jest prawdziwe”. Oczywiście, naukowcom takie wyjaśnienie nie wystarcza, dlatego pod słowo „wierzy” podkładają kolejne mechanizmy biologiczne, psychologiczne, społeczne czy kulturowe i sprawdzają, które z nich najlepiej wyjaśnia pozytywną reakcję zdrowotną na podanie obojętnej farmakologicznie substancji.
Placebo, rozumiane jako substancja, samo w sobie efektu placebo nie wywołuje, ponieważ z definicji jest obojętne i nie daje żadnej odpowiedzi organizmu. To zaś, co ów korzystny efekt wywołuje, jest przedmiotem badań i dociekań naukowców. Daniel Moerman, wieloletni badacz efektu placebo, profesor emeritus University of Michigan, zaproponował zupełnie inną jego definicję. Według niego, lepszym określeniem placebo jest „reakcja znaczeniowa”, którym to określeniem obejmuje psychiczne i fizjologiczne konsekwencje czynności leczenia. Dzięki takiemu potraktowaniu tego zjawiska przestajemy się odnosić do słabo zdefiniowanych „efektów niespecyficznych” w terapii, a zaczynamy rozumieć, na jakie jej konkretne składniki pacjent zareagował. Przyjrzyjmy się więc, co w tak rozumianym placebo odgrywa kluczową rolę.
Lek, który działa na mózg
W jednym z eksperymentów nad efektem placebo grupę studentów poproszono o udział w badaniu nowych leków – jednego uspokajającego i drugiego pobudzającego. Każdy badany otrzymał fiolkę zawierającą dwie lub cztery tabletki w kolorze czerwonym albo niebieskim. Po ich zażyciu studenci oceniali stopień swojego uspokojenia lub pobudzenia. Okazało się, że czerwone tabletki skuteczniej pobudzały, a niebieskie uspokajały. Ponadto zażycie czterech tabletek dawało mocniejszy efekt niż dwóch. Zapewne większość czytelników już się domyśliła, że wszystkie osoby otrzymały dokładnie taką samą substancję – cukier – tylko opakowaną w inną informację. Powszechnie wiadomo przecież, że cztery tabletki (większa dawka) powinny zadziałać silniej niż dwie; jak również – kulturowo – kolor czerwony kojarzony jest z podnieceniem, gorącem czy zagrożeniem, a niebieski ze spokojem i chłodem. Studenci zareagowali więc zgodnie z ich przekonaniami i skojarzeniami dotyczącymi koloru i dawki „leku”, a nie jego faktycznego składu chemicznego. Eksperyment powtórzony wielokrotnie przez niezależne grupy badaczy dał identyczne wyniki.
W innym badaniu jednej grupie powiedziano, że ćwiczenia fizyczne, które zalecono, poprawiają wydolność fizyczną, a drugiej – z identycznym programem ćwiczeń – że wspomagają nie tylko ciało, ale i ducha. W obydwu uzyskano poprawę ogólnej kondycji, ale tylko w drugiej grupie doszło do podwyższenia wyników w miarach samooceny. Czyli wystarczy dobrać odpowiednie słowo, aby otrzymać pożądany efekt.
Czym można wytłumaczyć wyniki tych i podobnych badań? Otóż według Moermana, ale i innych badaczy efektu placebo, kluczowym elementem terapii jest znaczenie, jakie nadajemy napływającym z otoczenia informacjom. Te znaczące informacje uruchamiają procesy psychiczne (zarówno na poziomie świadomym, takie jak oczekiwania, jak również na poziomie nieświadomym, kiedy dochodzi do procesu nabywania odruchów warunkowych) oraz odpowiadające im zmiany na poziomie działania ciała i mózgu. Tak więc tabletka z cukru nie może nam pomóc ani zaszkodzić, ale znaczenie, które jej przypisujemy – już tak.
Skoro mowa o nadawaniu znaczenia, to w dużej mierze zależy ono od społeczeństwa i kultury, w których żyjemy. Jeśli od dziecka powtarza się nam, że wapno pomaga na przeziębienie, to po kilku latach jego stosowania sam dźwięk musującego płynu, w którym rozpuszcza się tabletka wapna, przynosi ulgę zatkanemu nosowi. Społeczne uczenie się znaczenia poszczególnych oddziaływań sprawia, że lekarz w białym kitlu jest skuteczniejszy niż lekarz bez fartucha, a lekarstwo w zastrzyku przynosi ulgę szybciej niż podane drogą doustną. Także aktywne leki (jak i placebo) oznakowane znanymi markami okazywały się skuteczniejsze w zwalczaniu bólu niż te bez etykiet. Podobnie – droższe tabletki działają lepiej niż tańsze, a porady, za które płacimy, uznajemy za lepsze niż takie same, udzielane np. przez przyjaciela.
Nie bez znaczenia też, w świetle badań, są cechy samego lekarza. Okazuje się, że bardziej zdecydowany podczas diagnozy uzyskuje lepsze wyniki leczenia niż ten, który w rozmowie z pacjentem okazuje niepewność. Co więcej – sam fakt postawienia diagnozy (nawet nieprawdziwej) jest korzystniejszy dla pacjenta niż jej brak. Informacja, którą pacjent otrzymuje, zmniejsza lęk wywołany niepewnością związaną z odczuwanymi objawami. Również wiara lekarza w stosowane zabiegi lub skuteczność podawanego lekarstwa przekłada się na wynik terapii. Czy to nie przypadek, że najskuteczniejsi uzdrowiciele prezentują wysublimowaną formę zarówno pewności stawianej diagnozy, jak również wiary w ich metody?
Może w takim razie nie warto dyskredytować metod leczenia wykorzystujących efekt placebo? Może, zamiast krytykować homeopatię, powinniśmy utwierdzać ludzi w przekonaniu, że jest skuteczna, i w ten sposób wzmagać działanie pigułek z cukrem?
Tabletki z cukru na raka
Leczenie środkami homeopatycznymi (lub innymi niekonwencjonalnymi metodami) nie przewyższa skutecznością efektu placebo, ale to nie znaczy, że nie działa w ogóle. Gdyby tak było, tysiące ludzi nie korzystałyby z tych zabiegów tak chętnie. Jednak poddawanie pacjentów terapiom o nieudowodnionym działaniu lub – jak w przypadku homeopatii – o wykazanym braku działania farmakologicznego obarczone jest zastrzeżeniami natury etycznej. Stosowanie ich nie jest poważnym problemem w przypadku niegroźnych dolegliwości, takich jak przeziębienie. Natomiast gdy mamy do czynienia z poważną chorobą (np. nowotworem), która jest uleczalna, jeśli terapia zaczęła się odpowiednio wcześnie lub odpowiednimi metodami, stajemy przed kwestią życia lub śmierci pacjenta. Podobnie stosowanie homeopatycznych środków antykoncepcyjnych lub szczepionek budzi zdecydowany opór i nie może być traktowane inaczej jak zwykłe oszukiwanie ludzi.
Innym problemem, na który warto zwrócić uwagę, jest podawanie leków homeopatycznych na dolegliwości natury psychologicznej, gdy właściwą formą leczenia byłaby rozmowa z terapeutą. Taka nadmierna medykalizacja prowadzić może do postrzegania niegroźnych schorzeń jako poważnych chorób wymagających stałego leczenia, jak również do zaniechania właściwego rozwiązania problemów natury psychicznej lub społecznej.
Traktowanie tabletek z cukru na równi z lekami zawierającymi aktywne substancje lecznicze może również prowadzić do sytuacji kuriozalnych, jak opisana we wstępie artykułu.
Autorka jest dr. psychologii i neurokognitywistką, pracuje w Interdyscyplinarnym Centrum Stosowanych Badań Poznawczych Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. Popularyzuje naukę, szczególnie neurokognitywistyczne wątki w psychologii.
Rola kontroli
W kilku badaniach wykorzystujących obrazowanie pracy mózgu pokazano, że kluczową rolę w powstawaniu efektu placebo odgrywa aktywność pewnych okolic płatów czołowych i ciemieniowych. W jednym z badań wykazano także, że siła pobudzenia tych obszarów wprost przekłada się na wielkość obserwowanego u danej osoby efektu placebo. Jak to wyjaśnić? Aktywność tych okolic mózgu zazwyczaj łączy się z działaniem tzw. wyższych czynności psychicznych, a przede wszystkim z kontrolą procesów umysłowych – planowaniem, rozumowaniem czy też odpornością na wpływ tzw. dystraktorów (czyli rozpraszaczy uwagi).
Ciekawych obserwacji dostarczyły badania nad pacjentami cierpiącymi na chorobę Alzheimera, u których dochodzi do uszkodzenia właśnie tych struktur mózgu, co z kolei pociąga za sobą pogorszenie wielu funkcji poznawczych. U osób tych występuje jeszcze jeden objaw – obserwuje się u nich mniejsze oddziaływanie efektu placebo. Co więcej, poziom odpowiedzi placebo jest powiązany zarówno ze stopniem pogorszenia funkcjonowania poznawczego, jak i wartościami pewnych wskaźników psychofizjologicznych, mówiących o sile połączeń między płatami czołowymi i innymi rejonami mózgu. Im słabsze wyniki w testach poznawczych i połączenia neuronalne, tym słabsza reakcja na podawane placebo.
W badaniach eksperymentalnych na ochotnikach, którym „wyłączano” działanie obszarów przedczołowych – stosując przezczaszkową stymulację magnetyczną albo farmakologicznie – efekt był podobny do obserwowanego u chorych na alzheimera, czyli osłabiała się siła placebo. Wydaje się więc, że sprawne działanie okolic przedczołowych jest kluczowe dla efektu placebo.
Czy oznacza to, że efekt ten ma podłoże stricte poznawcze? Tak twierdzą niektórzy badacze, ale równie możliwe, że efekt placebo oddziałuje poprzez zupełnie inny mechanizm, którego neuronalne podłoże nakłada się z obszarami charakterystycznymi dla kontroli poznawczej. Pamiętajmy, że kora przedczołowa jest niezwykle zróżnicowaną strukturą i oprócz tego, że jest zaangażowana w wykonywanie wielu ważnych czynności poznawczych, to również uczestniczy w przetwarzaniu informacji o charakterze emocjonalnym. Na taką właśnie interpretację wskazuje wynik niedawno przeprowadzonego i opublikowanego na łamach „Psychological Science”. Pokazano w nim, że jeśli chodzi o przeciwbólowe działanie placebo, to aktywne przekierowywanie uwagi (czyli właśnie czynność stricte poznawcza) nie jest kluczowym czynnikiem. Wnioski z tej pracy sprowadzają się do tego, że oczekiwania osób, u których występuje efekt placebo, mogą być efektem zupełnie innego mechanizmu, np. zmniejszenia niepokoju czy też stymulacji wytwarzania przez organizm naturalnych substancji przeciwbólowych.