To nie były spokojne wakacje. Na polskich drogach przyłapano kilkanaście tysięcy nietrzeźwych kierowców, a liczba kilkuset utonięć po wypiciu alkoholu zadziwiła samych ratowników. Sierpień miesiącem trzeźwości? Chyba tylko na ulotkach kolportowanych w parafiach i w kościelnych statystykach. – Właśnie latem Polacy piją najwięcej, tak wynika z badań sondażowych – mówi Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego. Problemem nie jest jednak to, że pijemy – bo nawet w opinii zagorzałych abstynentów trudno alkohol wyeliminować z naszego życia – ale że kompletnie ignorujemy konsekwencje. W dużej mierze wynika to nie tyle ze zbyt łatwego dostępu do trunków, ile z mitów dotyczących picia.
Dotychczasowa walka z polskim alkoholizmem, skoncentrowana na ograniczaniu liczby punktów sprzedaży alkoholu i restrykcyjnym prawie reklamowym, jako żywo przypomina nieudolną batalię z narkotykami i dopalaczami. Brakuje natomiast kampanii edukacyjnych, które już w szkołach uświadamiałyby młodzieży konsekwencje nieodpowiedzialnego stylu picia, tak samo zresztą jak wciąż nie ma rozsądnego i pozbawionego pruderii wychowania seksualnego. W podejściu dorosłych do obu tych tematów widać mnóstwo podobieństw.
– Dyrektorzy szkół przeważnie nie chcą słyszeć o tym, by nasi edukatorzy prowadzili prelekcje dla uczniów o zdroworozsądkowym nastawieniu do alkoholu – przyznaje Leszek Wiwała, co budzi skojarzenie z kłopotami, jakie od lat mają organizacje krzewiące wśród młodzieży edukację seksualną. Dorośli – wychowani na tych samych wzorcach – chcieliby wierzyć, że im później młody człowiek pozna smak alkoholu, dla niego tym lepiej. To, że przystępuje do inicjacji alkoholowej bez żadnej wiedzy, mało kogo obchodzi.
Trudno więc się dziwić, że dla przeciętnego nastolatka w Polsce piwo to nie alkohol i że nawet studenci wydziału chemii mają kłopot z odpowiedzią na pytanie, ile czystego etanolu jest w kieliszku wina lub wódki. Oto prawdziwe zadanie dla walczących z alkoholizmem emisariuszy, którzy wymachując ustawą o wychowaniu w trzeźwości, wierzą w sprawczą moc przepisów: zamiast się łudzić, że wyrugujecie alkohol z otoczenia, nauczcie go pić rozsądnie, pokażcie różnice między tym, co dobre, a tym, co złe, rozprawcie się z przesądami.
Groźne koktajle
Do wypicia pierwszego kieliszka wina lub butelki piwa jednych ciągnie bardziej, innych mniej. – To nie tylko kwestia wrażliwości kubków smakowych – podkreśla prof. Przemysław Bieńkowski, kierownik Zakładu Farmakologii i Fizjologii Układu Nerwowego z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Źródeł odmiennego nastawienia do alkoholu należy szukać w uwarunkowaniach biologicznych, psychologicznych i społecznych. – U niektórych decydujące znaczenie w odroczeniu picia odgrywa neofobia, czyli lęk przed poznaniem nowego. To jeden z naszych naturalnych mechanizmów zabezpieczających przed nieznanym.
Z kolei w jednym z badań poświęconych doznaniom smakowym zauważono związek między częstym i nadmiernym spożyciem alkoholu a słabością do słodyczy (alkoholicy lubią ekstremalnie wysokie stężenia cukru). Długoletnią przygodę z alkoholem wiele kobiet rozpoczyna właśnie od niewinnych słodkich koktajli, mających poprawić im humor lub dodać odwagi. Początkowo są lekkie, ale z upływem czasu coraz mocniejsze. I dlatego właśnie restrykcyjna abstynencja zalecana podczas ciąży i połogu – gdy kobieta często cierpi na depresję i wahania nastroju – ma nie tylko uchronić dziecko przed następstwami tzw. płodowego zespołu alkoholowego, ale również matkę przed uzależnieniem.
Ten sam zakaz dotyczy zresztą picia przez ciężarne czerwonego wina, choć w Polsce nadal zdarzają się ginekolodzy – być może pamiętający czasy powojenne, kiedy podawano kobietom dożylnie roztwór alkoholu, by hamować na kilka dni skurcze przedporodowe – którzy zalecają ten trunek jako sposób na poprawę morfologii. Aż dziwne, że Polskie Towarzystwo Ginekologiczne nie sprzeciwia się ostro takim praktykom, choć Leszek Wiwała przekonuje, że jego organizacja namawia je do tego już od 2007 r., przedstawiając wyniki badań jednoznacznie wskazujące na konieczność abstynencji podczas całej ciąży.
Smakowanie trunków może przerodzić się w uzależnienie, choć proces ten rozłożony jest raczej na lata niż tygodnie czy miesiące. Badania pokazują, że jednym z podstawowych czynników ryzyka przejścia od picia incydentalnego do nałogu jest jednak wiek alkoholowej inicjacji – im wcześniej, tym niebezpieczeństwo uzależnienia rośnie. Stąd właśnie – zdaniem niektórych ekspertów – uzasadniony jest sprzeciw w sprawie zapraszania do szkół edukatorów mających nauczyć młodzież odpowiedzialnego picia.
– Nastolatki mają naturalnie „niedorozwinięte” mechanizmy samokontroli, a po dwóch piwach lub drinkach alkohol jeszcze bardziej je upośledza – ostrzega prof. Bieńkowski. Wyznaczenie granicy wieku, od którego zezwala się na spożywanie alkoholu, ma więc uzasadnienie biologiczne; w Polsce jest to 18 lat, ale w wielu stanach USA już 21 – i tam prawo to jest restrykcyjnie przestrzegane.
Jak działa GABA
Alkohol wcale nie podnosi w mózgu poziomu dopaminy w takim stopniu, jak jeszcze do niedawna tłumaczono uczucie rozkosznego błogostanu po pierwszym czy drugim drinku. Dopamina nie jest zresztą substancją odpowiedzialną za odczuwanie przyjemności, jak błędnie się ją przedstawia – jest neuroprzekaźnikiem motywującym, za sprawą którego wykonywane czynności stają się bardziej istotne i sprawiają nam większą frajdę. – Ale alkohol ma z dopaminą mniej do czynienia niż np. kokaina lub amfetamina. Stymuluje natomiast do działania w układzie nerwowym inną substancję, zwaną w skrócie GABA, czyli kwas gamma-aminomasłowy – wyjaśnia nasz ekspert. Jej głównym zadaniem jest spowalnianie pracy neuronów oraz hamowanie lęku. To stąd się biorą dwie najczęstsze, choć przeciwstawne na pierwszy rzut oka, konsekwencje picia: spowolnienie reakcji oraz szampański nastrój hołdujący zasadzie „hulaj dusza, piekła nie ma!”.
Ale zanim trunek pobudzi naszą sieć neuronów i w rezultacie – paradoksalnie – ją uśpi, musi ominąć kilka pułapek, które zastawił na niego sam organizm. Etanol to przecież toksyna, więc ustrój reaguje na niego tak jak na inne trucizny – stara się go usunąć. Już w żołądku czekają więc enzymy, które przekształcą go w aldehyd i kwas octowy, a następnie w dwutlenek węgla i wodę. Głównym narządem, gdzie dochodzi do tego skomplikowanego procesu, jest wątroba.
Zapewne każdego ciekawi, dlaczego kobiety upijają się szybciej od mężczyzn? Właśnie dlatego, że kobiece żołądki zawierają mniej wspomnianych enzymów rozbijających alkohol, przez co do krwiobiegu i mózgu może go trafić więcej.
Zresztą sposób, w jaki kobiety lubią delektować się drinkami, też bardziej je upija, ponieważ sączenie koktajli przez słomkę pozwala aż 20 proc. alkoholu wchłonąć się już w jamie ustnej, skąd droga do mózgu jest dużo krótsza niż z jelit. A im szybsze wchłanianie, tym gwałtowniejsza reakcja organizmu. Dlatego wódkę bezpieczniej pić podczas posiłków obfitych w tłuszcze (roślinne i zwierzęce), bo jeżeli pijemy na pusty żołądek, na pewno szybciej się wstawimy. Kluczowe znaczenie ma tu zastawka odźwiernika, która przepuszcza pokarm z żołądka do jelita cienkiego. Im więcej zjemy, tym dłużej zastawka będzie zamknięta, a etanolem zajmą się żołądkowe enzymy i skutki jego działania zostaną spowolnione. Zastawka odźwiernika pomaga również wyjaśnić, dlaczego szybciej uderza do głowy alkohol zmieszany z napojami gazowanymi – otóż gaz zwiększa ciśnienie w żołądku i napiera na zastawkę, która szybciej się otwiera, dając alkoholowi ujście do jelita.
Im szybciej alkohol trafi do mózgu, tym silniejsze będą efekty jego działania. U wszystkich ludzi są one zasadniczo takie same: najpierw odczują je najwyżej położone ośrodki korowe, potem podkorowe, a na samym końcu położony u podstawy mózgowia tzw. pień mózgu, gdzie mieści się centrum regulacyjne tętna i oddechu.
Bolesne otrzeźwienie
– Kiedy ośrodki korowe ulegają zahamowaniu, to, co znajduje się poniżej, zostaje odblokowane – wyjaśnia prof. Bieńkowski. Stąd biorą się chwilowe wahania nastroju, zwiększony apetyt na seks, rośnie impulsywność. Mówiąc krótko: puszczają hamulce. I znów proces ten przebiega intensywniej u kobiet, nieprzyzwyczajonych tak jak mężczyźni do większych dawek alkoholu. System limbiczny w mózgu, do którego dociera alkohol, zaczyna generować najbardziej pierwotne emocje. Przestaje być istotne, co o naszym zachowaniu pomyśli otoczenie, zaczynają się kłopoty z pamięcią.
Ale proces upojenia nieubłaganie przebiega dalej. Dosięga móżdżku, który odpowiada za koordynację ruchów i zręczność naszych działań – nie ma się co dziwić, że coraz trudniej utrzymać równowagę. W końcu zaczyna wyłączać się pień mózgu, a więc następuje zwiotczenie mięśni, spowolnienie akcji serca i oddechu. Teraz może się już zdarzyć wszystko. Uczeni zwracają uwagę, że alkohol oddziałuje na poszczególne obszary mózgu w sekwencji odwrotnej do kolejności rozwoju, więc całonocna zabawa staje się powrotem do dzieciństwa.
Tylko poranne otrzeźwienie w niczym nie przypomina przebudzenia w kołysce! Jedni umierają z bólu głowy, inni lecą do toalety, ale – niezależnie, czy za Francuzami nazwiemy ten stan drewnianymi ustami (la guele de bois), czy niemieckim kocim lamentem (katzenjammer) – cierpienie po przepiciu nie zna granic.
Biochemicy wiedzą, skąd to się bierze, i za winnego uważają aldehyd octowy, w który etanol przekształcił się w wątrobie. Enzym zwany dehydrogenazą aldehydową powinien go zutylizować do dwutlenku węgla i wody, lecz albo nie dał rady (bo etanolu było za dużo), albo zapas tego enzymu okazał się zbyt skromny. Azjaci oraz Indianie z Ameryki Południowej mogą czuć się szczególnie poszkodowani – mają genetycznie mniej dehydrogenazy, zatem pijąc z Polakami, zawsze upiją się szybciej i gorzej będą to znosić.
W Polsce istnieje całkowicie nieuzasadnione przekonanie, że alkohol w piwie lub winie to nie ten sam etanol co w czystej wódce. I tak jak ciężarne nie widzą niebezpieczeństwa w kieliszku czerwonego wina, w kawiarnianych ogródkach trudno znaleźć klienta, który gaszenie pragnienia zakończyłby na jednym kuflu piwa. Ale nigdzie na świecie nie oduczono ludzi pić alkoholu, wprowadzając prohibicję. Mimo wszystkich kazań o trzeźwości, nie da się pozbyć tej używki z naszego życia, więc czy nie lepiej się nauczyć, jak czerpać radość z umiarkowanego picia?