Obywatele Nauki [ich stanowisko publikujemy pod artykułem - red.], zacna grupa naukowców reprezentujących różne dyscypliny i instytuty, w jednym ze swoich ostatnich opracowań polemizujących z założeniami Programu Operacyjnego Inteligentny Rozwój, przygotowywanego przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i zalecającego inwestowanie w innowacje, kategorycznie oznajmili: „Prawdziwa, głęboka innowacyjność, czyli pojawianie się nowych idei, pochodzi tylko i wyłącznie z prowadzonych w nieskrępowany sposób badań podstawowych. Plan finansowania tylko badań stosowanych zakłada, że te nowe idee już gdzieś tu są i będziemy mogli je rozwijać”.
Mamy tu do czynienia z niepokojącym i powszechnym nie tylko w Polsce zjawiskiem, że naukowcy, stosujący w swoich badaniach twarde reguły metody naukowej, porzucają je łatwo, gdy przejmują rolę lobbystów w swoich sprawach. Prowadzone w Polsce dyskusje o nauce są od lat oparte na przebrzmiałych mitach – nie wnoszą nic nowego i powtarzają stereotypy. Pierwszy z tych mitów mówi, że badania podstawowe są źródłem innowacyjności i ekonomicznego wzrostu. Drugi, wynikający z poprzedniego, że dla osiągnięcia wzrostu gospodarczego i dobrobytu należy po prostu zwiększyć nakłady na badania podstawowe.
Mity te mają swoje źródło w Arystotelesowskim priorytecie wysiłku umysłu nad wysiłkiem rąk, a najdobitniejsze ich sformułowanie przypisywane jest Vennavarowi Bushowi. W czasie II wojny światowej kierował on w Stanach Zjednoczonych Biurem Badań Naukowych i Rozwoju (OSRD), wsławionym skuteczną realizacją wszystkich najważniejszych programów wojskowych, łącznie z początkowym stadium projektu Manhattan. W 1945 r. w słynnej książeczce „Science, the Endless Frontier: a Report to the President” (Nauka, bezkresna granica: raport dla prezydenta) przedstawił ideę, która miała skłonić rząd federalny do podjęcia finansowej odpowiedzialności za powojenny rozwój badań (przed wojną rząd federalny USA w zasadzie nauki nie finansował).