Od czego się to wszystko zaczęło? Ten pęd za młodym wyglądem, bystrym umysłem, a obecnie też za wieczną sprawnością seksualną? Prof. Tomasz Szlendak, dyrektor Instytutu Socjologii Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, autor arcyzabawnej książki „Leniwe maskotki, rekiny na smyczy”, trafnie w niej zauważa, że współczesna kultura nawet od seniorów wymaga większego skoncentrowania na uprawianiu miłości niż uprawianiu marchewki w ogródku – a do tego potrzebny jest przecież przede wszystkim wysoki potencjał seksualny. Dlatego generacja, która jako pierwsza zaznała przed 40 laty dobrodziejstw pigułki antykoncepcyjnej, zapragnęła też wygodnych leków na potencję i zachciankę tę spełniła obecna na rynku od 1998 r. niebieska tabletka Viagry (w Polsce w oficjalnej sprzedaży pojawiła się rok później).
Trudno dociec, czy to popyt ukształtował rynek, czy raczej podaż narzuciła pogoń za kultem młodości. Tak czy inaczej, firmy farmaceutyczne i producenci suplementów odnaleźli w tej nowej religii żyłę złota. Pomógł także Internet, który zwłaszcza dla młodszego pokolenia stał się miejscem wygodnym do urzeczywistniania utopii nieustannej seksualnej sprawności. Wszystko, co dodaje wigoru, można dziś kupić w sieci, nie wychodząc z domu. Dla wielu osób kilkadziesiąt złotych za jedną pigułkę dającą przypływ seksualnej sprawności, stanowi nieistotny wydatek w miesięcznym budżecie, daje poczucie sukcesu. A żyjemy w czasach nastawionych na wyczyn w każdej dziedzinie.
Trudno nie dostrzec w tym fałszywej nuty, gdy z jednej strony seks ma być romantycznym zdarzeniem, dającym kochankom poczucie satysfakcji, a z drugiej jest traktowany jako zadanie do wykonania. Do gabinetu prof. Zbigniewa Izdebskiego, który kieruje Katedrą Biomedycznych Podstaw Rozwoju i Seksuologii Uniwersytetu Warszawskiego, coraz częściej przychodzą pacjenci z poczuciem życiowej klęski.