Towarzyszy nam przez całe życie – uspokaja, ekscytuje, bawi, wzrusza, czasami denerwuje. Słuchanie muzyki na życzenie umożliwiają urządzenia znane od niedawna, ale jej obecność w życiu wspólnot ludzkich sięga głębokich pradziejów. Współcześni wykonawcy grają muzykę średniowieczną, bo to wtedy pojawiła się notacja pozwalająca zapisać melodię. Niektórzy starają się jednak poznać muzykę sprzed tysięcy lat.
Dotychczas archeomuzykolodzy traktowani byli trochę jak wariaci, bo rekonstrukcja muzyki przodków bez zapisów nutowych wydaje się zajęciem skazanym na porażkę. Teraz, w ramach European Music Archaeology Project (EMAP), mają możliwość dowieść, że pod pewnymi względami jest to możliwe. Na badanie muzycznego dziedzictwa Europy zdobyto 4 mln euro, przy czym – jak podkreśla Arnd Adje Both z Deutsches Archäologisches Institut – projekt ma wymiar naukowo-kulturalny, bo biorą w nim udział nie tylko naukowcy, lecz także artyści, a jego zwieńczeniem ma być multimedialna wystawa i seria koncertów.
Początków muzyki trzeba szukać w odgłosach natury: śpiewie ptaków, szeleście liści. Grzmoty piorunów czy szum ulewnego deszczu były odgłosami świata bogów i duchów, więc naśladowano je, by się do nich zbliżyć i zjednoczyć grupę, natomiast trzask pękającej gałązki zdradzał, gdzie jest zwierzyna, a dźwięki uderzanego kamienia jego jakość. Nic dziwnego, że muzyka miała wiele funkcji.
Paleolityczne gwizdki z paliczków renifera mogły służyć jako wabiki w trakcie polowań, odstraszać drapieżniki, a jednocześnie mieć znaczenie magiczne. Punktem odniesienia dla badaczy muzyki pradziejowej jest etnomuzykologia i porównanie znalezisk z instrumentami współcześnie żyjących ludów pierwotnych.