Nawet najlepsze metody leczenia bólu nie są na tyle skuteczne, by walkę z nim uważać za wygraną. Dysponujemy coraz bogatszym arsenałem leków przeciwbólowych, jednak wielość dostępnych metod wcale nie przeszła w jakość. Są to w zasadzie te same lub bardzo podobne specyfiki, które stosowano od setek lat: opiaty wywodzą się przecież z opium otrzymywanego z maku, kwas acetylosalicylowy wzorowany jest na salicynie pochodzącej z kory wierzbowej. Dają ukojenie, lecz mają ograniczoną skuteczność i w dodatku długą listę działań niepożądanych.
Bezsilność nauki trudno wytłumaczyć, zważywszy na postęp, jaki dokonał się w zwalczaniu różnych chorób. Ale skoro ból traktowano jedynie jako towarzyszący im objaw, łatwiej go było bagatelizować. Trudno też tłumić coś, co ostrzega, uczy unikania niebezpieczeństw, informuje o niewidocznych zaburzeniach w organizmie. – Te obronne i dobroczynne cechy zadecydowały o tym, że znieczuliliśmy się na destrukcyjne skutki bólu – przyznaje prof. Jerzy Wordliczek, kierownik Kliniki Leczenia Bólu i Opieki Paliatywnej Collegium Medicum w Krakowie.
Jednak w końcu uporczywe cierpienie stało się dla neurobiologów tak samo ważnym celem badań jak rozmaite choroby. – Tylko że im więcej o podłożu bólu wiemy, tym większą staje się zagadką – zauważa prof. Marek Kowalczyk z Zakładu Farmakologii i Toksykologii Wojskowego Instytutu Higieny i Epidemiologii w Warszawie.
Czym jest ból?
Każdy trop związany z poszukiwaniem skutecznej metody przeciwbólowej, jak i samo poznawanie fenomenu bólu, prowadzi w głąb mózgu. Tu rodzi się jego doznanie, choć komórki nerwowe odpowiedzialne za odbieranie sygnałów bólowych mieszczą się gdzie indziej, z dala od kory mózgowej. Jeden nerw musiałby być bardzo długi, aby do niej sięgnąć z miejsca, gdzie zadziałał bodziec bólowy (na przykład podczas skaleczenia stopy).