Na całej Ziemi takich plemion żyje dziś ponad sto (w samej Brazylii co najmniej 77), a wszystkie je łączy to, że ich egzystencja nie zmieniła się od tysiącleci i nic nie wiedzą o otaczającym je świecie. I my także wiemy o nich niewiele, choć od czasu do czasu o ich istnieniu dowiadujemy się z mediów. Kilka miesięcy temu gazety opublikowały zdjęcia przedstawiające grupę Indian wygrażających dzidami lecącej nad ich głowami awionetce (z której ich sfotografowano). Na zdjęciach tych uchwycone zostało nieznane dotąd plemię, niemające nigdy wcześniej kontaktu ze światem zewnętrznym i odkryte przypadkowo podczas lotu rozpoznawczego nad Amazonką na pograniczu Peru i Brazylii.
Ludy izolowane
Coś takiego nie zdarza się często, bo zasada nieinterferencji, a więc pozostawiania w spokoju tych „dzikich” mieszkańców globu, obowiązuje w dzisiejszym cywilizowanym świecie. Ta zasada, którą z największym powodzeniem i determinacją stosuje właśnie Brazylia (od 1957 r. działa w niej specjalna agenda rządowa FUNAI – Fundação Nacional do Índios – powołana w celu ochrony ginących plemion), znalazła w końcu wsparcie ze strony ONZ. W 2006 r. uchwaliła ona „Deklarację o prawach ludności tubylczej”, gwarantującą przywilej niekontaktowania się z zewnętrznym światem, co jest decyzją rewolucyjną, bo ów świat przez wieki prawa takiego im odmawiał, nieraz pod szczytnymi hasłami.
Wybitny działacz FUNAI Sydney Ferreira Possuelo, który pierwszy zakwestionował świętą zasadę integracji i asymilacji plemion indiańskich i zamienił ją na zasadę zaniechania wszelkich kontaktów (można powiedzieć, że FUNAI jest pierwszą organizacją, która płaci swym pracownikom za niedziałanie), tak wyjaśniał w jednym z wywiadów motywy swego rozumowania: „Robimy to dla zagrożonych gatunków zwierząt, dlaczego nie mielibyśmy robić tego samego dla ginących grup etnicznych?