Nie codziennie buduje się kanały łączące oceany. Do tej pory powstały tylko dwa. Pierwszym był Kanał Sueski, wykopany półtora wieku temu pomiędzy Morzem Śródziemnym a Morzem Czerwonym. Zbudowali go Francuzi, by utrzeć nosa Brytyjczykom i przy okazji nieźle zarobić. Swoje dzieło nazywali „drugim Bosforem”, lecz szybko stracili nad nim kontrolę – na rzecz Brytyjczyków. Drugi kanał otwarto w sierpniu 1914 r., dwa tygodnie po wybuchu pierwszej wojny światowej. Wiedzie przez Panamę i łączy Atlantyk z Pacyfikiem. Jego budowę także zainicjowali Francuzi, ale ostatecznie dokończyli go i długo władali nim Amerykanie. Trzeci kanał, najdłuższy ze wszystkich, ma przeciąć Nikaraguę. On także, tak jak Kanał Panamski, połączyłby Ocean Spokojny z Atlantykiem. Od swego konkurenta byłby jednak większy, a ponadto prawie o tysiąc kilometrów skracał drogę ze Wschodniego na Zachodnie Wybrzeże USA. Chęć jego budowy zadeklarowali Chińczycy.
Wielu uważa ten pomysł za żart. Z pewnością jednak sprawę traktuje poważnie Daniel Ortega, prezydent Nikaragui. „Po wiekach starań nadszedł dla naszego kraju ten wspaniały historyczny moment” – oznajmił z radością, składając podpis pod umową z chińskim konsorcjum o nazwie HK Nicaragua Canal (HKNC), które zobowiązało się do zbudowania kanału w zamian za wyłączne prawa do niego przez 50 lat. Porozumienie w ekspresowym tempie ratyfikował nikaraguański parlament, w którym większość ma partia Ortegi – Sandinowski Front Wyzwolenia Narodowego (FSLN). Było to w czerwcu 2013 r. Półtora roku później, w grudniu 2014 r., Ortega oraz prezes HKNC Wang Jing, 42-letni miliarder z Pekinu, który dorobił się majątku w branży telekomunikacyjnej, wbili pierwsze łopaty w ziemię. Budowa kanału, który Jing podczas ceremonii nazwał „morskim Jedwabnym Szlakiem”, formalnie ruszyła.