Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Dreszcze pod gronostajami

Niepokoje na polskich uczelniach

„Różnym siłom politycznym, szczególnie przed wyborami, zależy na tym, by mieć po swojej stronie naukowców”. „Różnym siłom politycznym, szczególnie przed wyborami, zależy na tym, by mieć po swojej stronie naukowców”. Krzysztof Żuczkowski / Forum
Rozmowa z prof. Grażyną Skąpską, prawnikiem i socjologiem, o protestach wykładowców, komercjalizacji nauki oraz kondycji polskiej profesury.
Prof. dr hab. Grażyna SkąpskaStanisław Rozpędzik/PAP Prof. dr hab. Grażyna Skąpska

Grzegorz Rzeczkowski: – Lekarze, górnicy, rolnicy, za chwilę może kolejarze. Strajkiem zagrozili też profesorowie.
Grażyna Skąpska: – Może niektórzy profesorowie myślą o tym, by strajkować, ale nie wszyscy.

Dlaczego więc niektórzy profesorowie myślą o strajku?
Są sprawy, które nas bolą. To głównie biurokratyzacja i formalizacja procesu nauki, która grozi wstrzymaniem najważniejszych i wymagających największego nakładu pracy badań. Ich wyniki nie mają szans na szybką publikację, liczba publikacji naukowych przekłada się nie tylko na karierę badacza, ale także na wysokość dotacji, jaką naukowcy i uczelnia dostają w formie grantów. Młodszym pracownikom naukowym, przed habilitacją, zależy głównie na tym, by jak najszybciej cokolwiek zbadać, a wyniki opublikować, najlepiej za granicą, bo za to dostaje się najwięcej punktów.

Taki system uderza szczególnie w nauki humanistyczne i społeczne, w których badania wymagają bardzo długiego namysłu; doprowadzenie porządnego projektu do końca trwa latami.

Posługując się cytatem z „Siły bezsilnych” Vaclava Havla, powiedziałabym, że humaniści stali się marionetkami biurokratycznych przepisów. Niektórzy podporządkowują się temu zupełnie bez protestu, dziwnie oportunistycznie. W szczególności młodzi naukowcy.

Mają dużo do stracenia.
Dziwi mnie, że szczególnie u tych tuż przed habilitacją lub zaraz po niej nie słychać bardziej stanowczego protestu. To koła naukowe studentów socjologii UJ i UW jako pierwsze napisały protest przeciwko biurokratyzacji sposobów oceny prac naukowych i samych naukowców. Od nich się zaczęło, oni jedyni wykazali się odwagą.

Ten protest zapoczątkował publiczną dyskusję. O ile wiem, system oceny prac naukowych ma być zmieniony na bardziej korzystny nie tylko dla nauk humanistycznych i społecznych, ale też przyrodniczych.

Ale naukowcy z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej wciąż grożą protestami.
Takie stawianie sprawy, grożenie strajkiem, bardzo mi się nie podoba. Jestem stanowczo przeciwna politycznemu wykorzystywaniu sporów wokół nauki. A że tak jest, świadczy znacząca obecność związków zawodowych – Solidarności i OPZZ – przy naukowym okrągłym stole, który odbył się niedawno z udziałem minister nauki. Związkowcy z nauką nie mają nic wspólnego. Ona rządzi się swoimi prawami, nie zajmuje się walką polityczną.

Twierdzi pani, że naukowcy są wykorzystywani przez związkowców i polityków?
Różnym siłom politycznym, szczególnie przed wyborami, zależy na tym, by mieć po swojej stronie naukowców. Procent PKB, który wydajemy na naukę, jest bardzo niski, można to znakomicie wykorzystać, obiecując złote góry, choć potem nic z tego nie wynika. Ale niektórzy naukowcy mogą naiwnie wierzyć w takie obietnice bez pokrycia.

W debacie o kondycji nauki przedstawiciele uczelni twierdzą, że uniwersytety psują się przez polityków, a politycy twierdzą, że przez rektorów. A czy nie jest tak, że psuje się od naukowców, i to tych z najwyższymi tytułami? Profesura przez lata nie zrobiła nic, by zmienić niekorzystne trendy. Dopiero gdy wraz z niżem demograficznym skurczyła się liczba studentów, pojawiło się widmo cięcia etatów, a nawet zamykania całych kierunków, podniósł się krzyk.
Złożyło się na to kilka czynników. Największe znaczenie ma rzeczywiście niż demograficzny. Z tym borykamy się wszyscy, nawet najlepsze uczelnie w kraju mają problemy z naborem studentów. To może mieć fatalne konsekwencje w przyszłości, ponieważ właściwie każdy, kto stara się o przyjęcie na studia, może się na nie dostać. Skutek jest taki, że musimy obniżać poziom wykładów do poziomu akceptowalnego dla wszystkich.

Protestujący wzywają, by nie dopuszczać do zamykania kierunków zagrożonych likwidacją ze względu na niską liczbę kandydatów. To nie podniesie poziomu nauczania.
Mam pewne zrozumienie dla postulatu, by podtrzymywać uczelnie mniejsze, funkcjonujące w mniejszych społecznościach. One odgrywają ważną rolę kulturotwórczą, dają szansę zatrudnienia zdolnym osobom, kształtują elitę. To z punktu widzenia polityki oświatowej państwa bardzo ważne, ale wymaga długiego namysłu i poważnej debaty. Na pewno nie wszystkie kierunki czy uczelnie należy podtrzymywać. To byłoby pozbawione sensu.

Ale jak budować siłę uczelni, reformować ją, skoro środowiska akademickie pozostają skrajnie skłócone? O akademii jako wspólnocie uczonych i studentów nie ma mowy. Pozostała tylko wspólnota interesów związanych z pracą i zarobkami, tyle że jedni chcą je utrzymać, a drudzy zdobyć po skończeniu studiów.
Jako przewodnicząca Zespołu do spraw Dobrych Praktyk Akademickich, a teraz Konwentu Rzeczników Dyscyplinarnych przy Ministrze Nauki mam od kilku lat do czynienia z bardzo dużą liczbą patologii. A i tak to, co widzę, to tylko wierzchołek góry lodowej.

Nauki społeczne i humanistyczne są o tyle w lepszej sytuacji, że pieniądze nie odgrywają tak wielkiej roli, jak w naukach ścisłych, medycznych czy technicznych, gdzie w ramach jednego grantu przepływają kwoty liczone w dziesiątkach milionów złotych, o które trwa czasem bardzo ostra walka. Stąd patologii jest tam więcej. Zauważyłam, że to nie tylko plagiatowanie prac naukowych, często bezczelne; nie tylko zatrudnianie członków rodzin na uczelniach – żon, dzieci, narzeczonych; nie tylko pisanie pozytywnych recenzji prac znajomych, jak to niedawno miało miejsce w głośnej sprawie pana Goliszewskiego. Ale są także inne, niesłychanie szkodliwe zjawiska, być może nawet bardziej groźne niż te, które wymieniłam. Bo nie tylko fatalnie świadczą o środowisku, ale też są niebezpieczne dla rozwoju nauki.

Mam na myśli celowe pisanie złych, niesprawiedliwych recenzji prac naukowych, które zamykają kariery młodym badaczom, np. z chęci odegrania się lub wyeliminowania kogoś, kto jest niewygodny dla grupy interesu reprezentowanej przez recenzenta. Dalej – zamykanie karier młodym pracownikom naukowym przez niedopuszczanie ich do habilitacji, odbieranie kierownictwa szczególnie atrakcyjnych grantów. Pojawia się nawet korupcja.

Te patologie są ukrywane, społeczności akademickie nie są skłonne ujawniać tego rodzaju czynów. Uważają, że różne brzydkie uczynki należy załatwiać między sobą i nie daj Boże, by ujrzały światło dzienne.

Na naszych oczach zmienia się pojęcie nauki, szczególnie w naukach technicznych. Przestaje ona być działalnością skierowaną na dotarcie do prawdy, na odkrycie, stając się coraz bardziej skomercjalizowaną przez powiązanie z przemysłem, a co za tym idzie, podporządkowaną przede wszystkim efektywności ekonomicznej. Uprawianie nauki staje się też działalnością niezwykle lukratywną finansowo dla samych badaczy. Do tego przemysł narzuca pewne warunki, np. publikacji wyników badań. Jeśli mają szkodzić jednej z jego gałęzi, to się wymusza, by nie były publikowane.

Inne pokusy występują w środowisku socjologów, politologów, filozofów czy historyków, gdzie pieniądze nie są tak duże. Tu liczą się władza i sława. To korzyść, po którą wielu moich kolegów chce sięgnąć. Niektórzy stają się naukowymi celebrytami. Inni przedstawiciele nauk humanistycznych, a w szczególności społecznych, dla taniego poklasku mocno włączają się w bezpośrednią walkę polityczną, która – jak wiadomo – bywa grą nieczystą, a przede wszystkim obarczoną ryzykiem popełnienia błędu, postawienia na złego konia. Do tego wypowiadają się na tematy, na których się nie znają, często w niewybredny sposób, posługując się językiem ulicy. To kompromituje nie tylko ich, ale i naukę. Nie chcę nikogo obrażać, ale to, co robi pani profesor Pawłowicz, jest właśnie najlepszym przykładem kompromitowania świata nauki.

 

Takich przykładów jest więcej. Są tzw. profesorowie smoleńscy, których łączy to, że choć naukowo zajmują się innymi problemami, nagle stali się ekspertami od katastrof lotniczych. To też przypadek posła PiS Krzysztofa Szczerskiego, profesora politologii z Uniwersytetu Jagiellońskiego, który niedawno, po przegłosowaniu przez Sejm zgody na ratyfikację konwencji antyprzemocowej, oświadczył, że jego partia uznaje ten fakt za niezaistniały.
To jest po prostu skandal. Jesteśmy dopiero na początku budowania państwa prawa, w którym powinno przywiązywać się ogromne znaczenie do przestrzegania procedur. To elementarz konstytucjonalizmu i takiej świeckiej, państwowej religii. Jeżeli profesor UJ mówi takie rzeczy, daje fatalny przykład dla całego społeczeństwa. Nie wspominając już o tym, że wypowiada po prostu bzdury.

Wydaje się, że tych, którzy – jak pani mówi – dla taniego poklasku chcą zaistnieć w przestrzeni publicznej, zachęca także brak reakcji ze strony władz uczelni. Uniwersytet Wrocławski zawiesił profesora filozofii Bogusława Pazia, ale jego radykalnie antyukraiński wpis w internecie był już którymś z kolei. Może nie doszłoby do tego, gdyby wcześniej głos zabrał rektor czy dziekan?
Profesor może mówić, co mu się podoba, wyrażać własne poglądy, oczywiście o ile nie popełnia w ten sposób przestępstwa, np. obrażając czy nawołując do nienawiści.

Będzie strajk na uczelniach?
Mam nadzieję, że nie, choć rozumiem panującą na uczelniach frustrację. Żaden rząd, niezależnie od opcji politycznej, nie był do tej pory specjalnie zainteresowany tym, by wspomagać polską naukę. Dlatego wielu naukowców, patrząc na górników czy rolników, którzy strajkując, osiągnęli swoje cele, widzi w tym jedyną skuteczną metodę. Ale to byłaby fatalna decyzja, zupełnie nieskuteczna. Wiele osób tylko by się ucieszyło, że kilku wykładowców można byłoby zwolnić z pracy za udział w strajku i napiętnować.

rozmawiał Grzegorz Rzeczkowski

***

Prof. dr hab. Grażyna Skąpska – kierownik Zakładu Socjologii Sfery Publicznej w Instytucie Socjologii UJ. Przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Socjologicznego oraz Konwentu Rzeczników Dyscyplinarnych przy Ministrze Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Polityka 10.2015 (2999) z dnia 03.03.2015; Nauka; s. 60
Oryginalny tytuł tekstu: "Dreszcze pod gronostajami"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną