Naskalna galeria odkryta w Sandstone Canyon w stanie Kolorado przez archeologów z Uniwersytetu Jagiellońskiego ma 128 m długości. Tylko rano dobrze widać ryty na powierzchni skały, bo padające pod odpowiednim kątem promienie słońca wydobywają je z żółtawobrązowego piaskowca. Są tu znaki geometryczne, symbole klanowe, sylwetki szamanów, kozic górskich i jeleni, na które polowali Indianie, oraz strzelający z łuku i strzelb jeźdźcy, ale obok widać też pisane niepoprawną angielszczyzną imiona i nazwiska.
Niektóre ściany skalne w Mesa Verde przypominają tablicę ogłoszeń, na których każdy, kto kiedykolwiek znalazł się na tym półpustynnym płaskowyżu, zaznaczał swoją obecność. Pierwsze petroglify wydrapali tu 1,7 tys. lat temu Indianie Pueblo, późniejsze są autorstwa przybyłych z Wielkich Równin koczowników – Nawahów, Ute i Apaczów, a najmłodsze to gryzmoły kowbojów, którzy pojawili się tutaj po pokoju w 1848 r., gdy tereny te Meksyk oddał Stanom Zjednoczonym.
Biali osadnicy dopiero w 1889 r. odkryli wysoko położone siedziby klifowe starożytnych Indian Pueblo, których wówczas, w języku Nawahów, zwano Anasazi, co oznacza „starzy wrogowie”. Potem niektórzy kowboje prowadzili w nich mniej lub bardziej profesjonalne wykopaliska, ale nie przeszkadzało im to wydrapywać swoich imion na zabytkach.
– Dla nas jest to wandalizm, ale dla Amerykanów te współczesne graffiti są najstarszymi śladami ich obecności w tym miejscu – tłumaczy dr Radosław Palonka, kierownik pierwszych polskich badań w USA o nazwie Projekt Archeologiczny Sand Canyon-Castle Rock. – W kowbojskich graffiti jest mnóstwo błędów ortograficznych, jakby ich autorzy dopiero uczyli się pisać, a ponieważ są wśród nich nazwiska bogatych ranczerów z okolicy, mamy dowód, że ich przodkowie jeszcze na przełomie XIX i XX w.