Te dzieci nie wyjadą podczas wakacji na obozy ani kolonie. Stale muszą być przy nich rodzice, gdyż na słowo wstrząs opiekunom i wychowawcom cierpnie skóra. Mama Łukasza dała już sobie spokój z tłumaczeniem, że wystarczy nauczyć się obsługi automatycznej strzykawki z adrenaliną, by w razie potrzeby pomóc jej uczulonemu synowi. Organizatorzy wypoczynku wolą nie ponosić odpowiedzialności na wypadek użądlenia go przez owada. W mieście pogotowie szybko przyjedzie na wezwanie, w górach – baliby się ryzykować.
A przecież Łukasz, świadom zagrożenia i wyposażony przez rodziców w taką strzykawkę, byłby dla opiekunów kolonijnych dużo mniejszym problemem niż inne dzieci, które mogą doznać pierwszego wstrząsu w życiu. Wstrząsu – będącego uogólnioną natychmiastową reakcją nadwrażliwości np. na jad osy, pszczoły lub składnik pokarmu. Jeśli ktoś wie o swoim uczuleniu, potrafi mu przeciwdziałać; ale dla wielu osób to nieraz przykra niespodzianka, która może się przytrafić każdemu bez względu na wiek.
– Wstrząs anafilaktyczny jest ciężką postacią choroby alergicznej, która występuje relatywnie rzadko – mówi prof. Karina Jahnz-Różyk, krajowa konsultant w dziedzinie alergologii. Przyznaje jednak, że pierwszy wstrząs może się okazać śmiertelny, gdy ktoś się go nie spodziewa i nie wie, że ma predyspozycje do tak gwałtownej nadwrażliwości.
Broń obosieczna
Rodzice Łukasza są więc rozgoryczeni, że chłopca nie przyjęto na kolonie, choć w razie wystąpienia reakcji anafilaktycznej miałby pod ręką swój lek ratunkowy. Z drugiej strony wolą nie ryzykować, wysyłając go pod opiekę osób, które mogą spanikować na widok duszącego się dziecka.