Czy dobrym pomysłem podczas urlopu jest uważniejsze wsłuchiwanie się w swój organizm? Podczas rutynowych obowiązków zazwyczaj brakuje na to czasu. Większość z nas żyje w biegu i lekceważy sygnały zwiastujące kłopoty ze zdrowiem. Na wakacjach można spokojniej przeanalizować niepokojące dolegliwości, powiązać je z dietą lub innymi czynnikami – choć wielu pewnie powie, że nie warto tak krótkiego czasu wypoczynku przeznaczać na zadręczanie się myślami o chorobach.
Tymczasem samoocena stanu zdrowia może być wiarygodniejszym wskaźnikiem niż standardowe badania krwi, ciśnienia i innych parametrów, sprawdzane w gabinetach lekarzy. Dowodzą tego obserwacje zespołu uczonych z Rice University w Houston pod kierunkiem profesora psychologii Christophera Fagundesa. Wynika z nich mianowicie, że pytania o samopoczucie, czyli lapidarne „jak się czujesz?”, mogą być wartościową wskazówką dla oceny czyjegoś zdrowia, nie mniejszą od żmudnych testów fizjologicznych.
Prof. Fagundes w artykule opublikowanym na łamach periodyku „Psychoneuroendocrinology” przyznaje, że obiektywne markery – takie jak poziom cholesterolu lub ciśnienie krwi – wydają się pozornie dużo dokładniejsze i bardziej miarodajne. A mimo to sposób, w jaki pacjenci opisują swoje samopoczucie i stan zdrowia, lepiej oddaje to, co ich czeka – na ich podstawie przewidywanie nadejścia pewnych chorób bywa pewniejsze od wyników badań zleconych przez lekarza.
Czy jest więc tak, że każdy z nas wyczuwa chorobę (a czasem swoją śmierć) mogącą zaatakować organizm? Słyszałem kiedyś od specjalistki chorób zakaźnych, że wielu pacjentów zakażonych wirusem HIV „czuje coś dziwnego, co po wtargnięciu atakuje ich od środka” – potrafią, zanim potwierdzi to test krwi, odróżnić zakażenie wirusem HIV od innych, choćby klasycznego przeziębienia.