Robot pirotechniczny z reguły wywozi w bezpieczne miejsce np. podejrzaną torbę. Jeśli operator uzna za konieczne, niszczy ją, strzelając z wyrzutnika pirotechnicznego. Może też przywieźć pizzę desperatowi, który chce popełnić samobójstwo, lub ewakuować rannego żołnierza z pola walki. W Dallas 8 lipca 2016 r. policja nad ranem użyła robota, by na swoim wysięgniku zawiózł pół kilo materiału wybuchowego C4 pod ścianę, za którą ukrywał się 25-letni Micah Xavier Johnson, Afroamerykanin, szeregowy sił rezerwowych amerykańskiej armii, weteran wojny w Afganistanie. Zaatakował policjantów ochraniających pokojową demonstrację w Dallas przeciwko ostatnim przypadkom zastrzelenia przez białych policjantów dwóch Afroamerykanów, w Baton Rouge w Luizjanie i w St. Paul w Minnesocie. Zabijał z zimną krwią z półautomatycznego karabinka. Ciągle zmieniał pozycję zgodnie z wyuczoną wcześniej taktyką marines – strzelaj i biegnij dalej. Przed pościgiem schronił się w budynku El Centro College, skąd zabił kolejnego policjanta. Nie chciał współpracować z policją i przekazał negocjatorom, że jego zamiarem jest zranienie kolejnych funkcjonariuszy. Wówczas uznano, że należy użyć bomby przyniesionej przez robota.
Licencja na zabijanie
Szef policji w Dallas David Brown tłumaczył potem, że tylko tak można było „zneutralizować” przeciwnika. Bomba za 20 dol. załatwiła sprawę. Na zamachowca spadły podwieszany sufit, ściana gipsowo-kartonowa i drzwi – zginął na miejscu. Robot Remotec Andros Mark V-A1, produkcji koncernu zbrojeniowego Northrop Grumman, kupiony sześć lat wcześniej przez teksańską policję za 151 tys. dol., nieznacznie uszkodził sobie wysięgnik – wrócił już do służby.