Podczas gdy archeolodzy mogą jedynie z rozpaczą śledzić, jak starożytne dziedzictwo jest niszczone i rozkradane, dla filologów starożytny Bliski Wschód wcale nie zamilkł, chociażby dlatego, że na czarny rynek antykwaryczny stale napływają pozyskane w drodze rabunku tabliczki. Archeolodzy załamują ręce, bo rzeźby, biżuteria czy broń, wyrwane z kontekstu i wiedzy o miejscu ich pochodzenia, tracą 90 proc. informacji, zabytki piśmiennictwa nadal jednak opowiadają historię, a krój pisma i skład gliny często zdradzają proweniencję i umożliwiają datowanie. Uprzywilejowana sytuacja filologów polega też na tym, że zawsze mogą prowadzić badania w muzealnych magazynach, w których pewnie z połowy zalegających tam tabliczek klinowych nikt jeszcze nie przeczytał.
Trzcinką w glinie
Najstarsze ideograficzno-sylabiczne pismo sumeryjskie wyewoluowało z metod księgowania. Znaki w końcu IV tys. p.n.e. z obrazków przekształciły się w zespoły klinowych zagłębień, których kształt wynikał z tego, że wyciskanie trzcinką w miękkiej glinie (jedynym dostępnym w Mezopotamii materiale piśmienniczym) trójkątnych znaczków było łatwiejsze i bardziej czytelne. Choć języki się zmieniały, pismo klinowe do nich jedynie dostosowywano, dodając nowe znaki. Sumeryjski wyparty został przez semicki akadyjski, który w II tys. p.n.e. stał się językiem międzynarodowym, używanym przez kupców i na dworach do korespondencji dyplomatycznej. – Tajemnicą sukcesu akadyjskiego, a potem jego dialektów – asyryjskiego i babilońskiego – była prosta gramatyka i znajomość przynajmniej 300–350 znaków. Pismo oczywiście ewoluowało, ale mieszkańcy Mezopotamii byli tradycjonalistami, więc choć od połowy I tys. p.n.e. dominował już alfabet i język aramejski, w Uruk kontrakty i umowy sporządzano w klinach jeszcze w II w.