Nauka

Łowcy danych

Czy można się ukryć w sieci? Raczej nie

W rejestrach publicznych będziemy zawsze doskonale widoczni. W rejestrach publicznych będziemy zawsze doskonale widoczni. scanrail / PantherMedia
Im lepszy dostęp do informacji publicznych, tym łatwiej łączyć dane z różnych źródeł. Niepotrzebne są wycieki czy kradzież danych. Opisujemy, jak się buduje nasze profile osobowe i po co.
Kto domaga się, by jak najwięcej spraw osobistych załatwiać przez internet, musi wybrać: albo cyfryzacja, albo prywatność.Rebecca van Ommen/Paper Boat Creative/Getty Images Kto domaga się, by jak najwięcej spraw osobistych załatwiać przez internet, musi wybrać: albo cyfryzacja, albo prywatność.

Artykuł w wersji audio

W sieci łowców danych wpadają grube ryby i płotki, osoby prywatne i publiczne, firmy i fundacje. Łowią dane, by przygotowywać profile osobowe. Warto przecież wiedzieć więcej o naszym rozmówcy, partnerze biznesowym lub konkurencie. Nie dać się zaskoczyć cudzym życiorysem, majątkiem lub poglądami. Profil pomoże pominąć drażliwe kwestie wieku lub pochodzenia. Ułatwi nawiązanie nici sympatii, gdy się dowiemy, że chodziło się do jednej szkoły albo jest się z tej samej miejscowości. To poziom podstawowy. Lecz w biznesie na podstawie profilu osobowego zapadają decyzje, czy przyznać nam kredyt, na jakich warunkach nas ubezpieczyć, wreszcie, czy przyjąć nas do pracy. W polityce sztaby wyborcze rozpracowują wręcz pojedynczych wyborców i pod nich szykują wystąpienia swoich mocodawców. Z drugiej strony strażnicze organizacje pozarządowe profilują polityków i urzędników, by mieć na oku ich słowa i czyny. Nie zapomnijmy o służbach specjalnych i dziennikarzach: profilowanie to często ich specjalność.

Łowca przegląda więc wyniki zamówień publicznych, dane z Centralnej Ewidencji Pojazdów (część CEPiK), Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) oraz Krajowy Rejestr Sądowy (KRS). Niezwykle pomocne są wyspecjalizowane portale wykorzystujące informacje z sektora publicznego, zgodnie z doktryną otwartego państwa. Mają jak najbardziej legalny dostęp do 1 317 488 numerów PESEL, czyli Powszechnego Elektronicznego Systemu Ewidencji Ludności. Dorzuciwszy dostęp do ok. 16,5 mln ksiąg wieczystych – można pozyskać poprzez internet numer PESEL dowolnej osoby w Polsce. Nic dziwnego, że histeria, jaką rozpętały media wokół tzw. wycieku danych z PESEL, zaś w rzeczywistości prawnie dozwolonego poboru informacji z tego rejestru przez kancelarie komornicze, budzi zdumienie.

Pod koniec sierpnia Ministerstwo Cyfryzacji powiadomiło prokuraturę, że kilka kancelarii komorniczych nocą zasysa ogromne ilości danych z bazy PESEL. Media zrobiły z tego aferę. Wystraszeni ludzie zaczęli rejestrować się w Biurze Informacji Kredytowej, które prowadzi usługę Alerty, dzięki której można się dowiedzieć, czy ktoś nie wyłudza kredytu na nasze dane. Po roku ta usługa staje się płatna, ale o tym zapomniano uprzedzić. Okazało się, że cała operacja była jak najbardziej legalna – natłok spraw wymusił na komornikach niestandardowe działanie.

O! Ładny kredyt!

Łowca, który nie jest komornikiem, zaczyna profilowanie od badań genealogicznych. Musi się upewnić, ile osób w Polsce nosi dane nazwisko, co bardzo ułatwia dalsze poszukiwania. Dzięki internetowej usłudze Mapa Nazwisk wie, że nazwisko osoby, którą się właśnie zajmuje, nosi np. około 550 osób i najwięcej mieszka ich na Pojezierzu Brodnickim. Teraz czas sprawdzić, jakie informacje publiczne są dostępne o wybranej osobie. W portalu Moje Państwo błyskawicznie ustala adres domowy poszukiwanej osoby i numer PESEL. Jak już ma adres, to za jedyne 30 zł pozyskuje księgę wieczystą domu, której „obiekt” jest współwłaścicielem.

Właściwie mógłby mieć do niej wgląd za darmo, ponieważ księga wieczysta od czasów rzymskich jest jawna i powszechnie dostępna. Nie trzeba wykazywać tzw. interesu prawnego, by ją przejrzeć. Musiałby najpierw wybrać się do powiatowego biura geodezji i kartografii z numerem działki publicznie dostępnym w systemie informacji przestrzennej geoportal.gov.pl, by ustalić numer księgi wieczystej, dopiero potem pobrałby ją ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości, które prowadzi Centralną Bazę Danych Ksiąg Wieczystych. A tak, niewielkim kosztem ktoś za niego wykonał tę pracę i teraz ułatwia innym życie. Dobrze, łowca ma już tę księgę w ręku. O! Ładny kredyt – 750 tys. zł!

W Google Maps łowca dostrzegł zaparkowany przed tą posiadłością samochód. Numery rejestracyjne są rozmyte, nie ma też możliwości sprawdzenia numeru nadwozia tzw. VIN. Gdyby miał jedną z tych informacji, poznałby całą historię pojazdu i stan licznika za pomocą rządowego serwisu HistoriaPojazdu.gov.pl, który umożliwia dostęp do Centralnej Ewidencji Pojazdów. Och, jest jedno „ale”. Trzeba znać datę pierwszej rejestracji, co można wcześniej ustalić na podstawie serwisów prześwietlających pochodzenie samochodów używanych. Sprzedają one za ok. 23 zł raporty o historii pojazdu w wersji trochę uboższej, niż oferuje Ministerstwo Cyfryzacji, lecz czasami warto zainwestować, by poznać datę wydania/budowy pojazdu. Na tej podstawie można wydedukować datę pierwszej rejestracji.

Łowca zna już status materialny profilowanej osoby oraz jej aktywność publiczną, w tym, w jakich radach nadzorczych i ciałach doradczych zasiada. Serwis Moje Państwo przedstawia ponadto graficznie powiązania z innymi osobami występującymi w KRS. Grafy potrafią ujawnić relacje, o jakich nie mielibyśmy wcześniej pojęcia, np. że w radzie Polskiej Fundacji Ochrony Zwierząt jest Jarosław Aleksander Kaczyński (ur. 1949), prezes PiS, wraz z Julią Piterą, posłanką PO do Parlamentu Europejskiego, i Ewą Gawor, dyrektorką warszawskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego.

Facebook, Twitter i LinkedIn – słowem media społecznościowe – dopełniają profil danej osoby. To już jest krok do postawienia hipotezy w procesie profilowania predykcyjnego, czyim jest wyborcą. Co prawda obowiązuje zasada tajności głosowania – głosowanie przebiega w odseparowaniu, jest anonimowe, zaś karty do urn wrzuca się osobiście, ale wystarczy połączyć dane pozyskane ze wspomnianych wyżej źródeł z wynikami głosowań w poszczególnych obwodach wyborczych, które są świetnie pokazane na stronach Państwowej Komisji Wyborczej. Przy równowadze politycznej i obwodach rzędu 1000 wyborców ta metoda predykcji może się okazać zawodna, natomiast nieźle się sprawdza w małych obwodach w gminach wiejskich, zwłaszcza w wyborach samorządowych. Gdy głosuje 200 osób w obrębie jednej wsi i większość popiera kandydata na wójta XY, jeśli wcześniej poznaliśmy poglądy profilowanej osoby, śmiało można obstawiać, na kogo oddał głos.

Tego typu profilowanie jest konsekwencją rozwoju idei otwartego państwa (ang. open government), którą się określa szeroki zestaw metod wykorzystania nowoczesnych technologii m.in. do poszerzenia udziału obywateli w rządzeniu państwem oraz do poprawiania przejrzystości państwa. Kluczową sprawą jest zerwanie z silną tradycją utrzymywania tajności działań i dokumentów tworzonych przez administrację, uzasadnianych zazwyczaj potencjalnymi zagrożeniami dla bezpieczeństwa narodowego. Temu służyła wieloletnia walka organizacji pozarządowych, jak np. Fundacji ePaństwo (portal Moje Państwo) o nieskrępowany dostęp do źródłowych danych publicznych.

Dla dobra sprawy poświęcono prywatność. Jeśli twoje dane są w jakimkolwiek rejestrze publicznym, a szczególnie gdy jesteś przedsiębiorcą lub aktywnym obywatelem, nie ma zmiłuj – można je przetwarzać na 1001 sposobów w majestacie prawa.

Podstawą prawną jest Ustawa z 16 września 2011 r. o zmianie ustawy o dostępie do informacji publicznej oraz niektórych innych ustaw, wprowadzająca w życie dyrektywę 2003/98/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z 17 listopada 2003 r. w sprawie ponownego wykorzystywania informacji sektora publicznego (tzw. re-use). W trakcie prac legislacyjnych ówczesny generalny inspektor ochrony danych osobowych (GIODO) dr Wojciech Wiewiórowski sygnalizował, iż „musimy w przyszłości godzić się na to, że nasze dane osobowe w zakresie, w jakim będą stanowiły informację publiczną, będą łączone z innymi danymi stanowiącymi informację publiczną, a niebędącymi danymi osobowymi w celu tworzenia profilu osoby fizycznej”.

To profilowanie osób można podzielić na dwie kategorie: amatorskie, tworzone ręcznie na niewielką skalę do zaspokojenia ciekawości łowcy danych. Ma ułatwić podejmowanie decyzji dotyczących konkretnej osoby bądź przewidzieć jej zachowania i postawy.

Profile predykcyjne tworzone w drodze wnioskowania na podstawie obserwacji indywidualnego i zbiorowego zachowania użytkowników, w szczególności poprzez uzupełnianie informacji publicznej o monitorowanie odwiedzanych stron oraz reklam, które użytkownik wyświetla, budzą największe obawy europejskich strażników prywatności. „Nie można zakazać ich tworzenia, ale należy wymagać, by informować osoby objęte profilowaniem, że jej dane osobowe uzyskane przy korzystaniu z prawa do informacji publicznej są ponownie wykorzystywane” – podkreśla Wojciech Wiewiórowski, obecnie zastępca europejskiego inspektora ochrony danych (EIOD). W tym duchu została przyjęta unijna reforma ochrony danych osobowych, która zacznie obowiązywać od czerwca 2018 r.

Jak się schować

Kto domaga się, by jak najwięcej spraw osobistych załatwiać przez internet, musi wybrać: albo cyfryzacja, albo prywatność. Chociaż jest cień szansy na zrównoważenie obu. To anonimizacja danych. Oznacza ona takie przekształcenie danych osobowych, po którym nie można już przyporządkować poszczególnych informacji osobistych lub rzeczowych do możliwej do zidentyfikowania osoby fizycznej albo można tego dokonać jedynie niewspółmiernie dużym nakładem czasu, kosztów i sił.

W naszych warunkach wymagałoby to jednolitej polityki w zakresie ujawniania danych osobowych w zasobach publicznych oraz zaszyfrowania numerów PESEL. Gdy wprowadzono CEIDG, przestano tam ujawniać numery PESEL przedsiębiorców. Lecz wystarczy, że właściciel przekształci firmę w dowolną spółkę i akt notarialny trafi do KRS, a natychmiast w sieci znajdziemy numery PESEL członków zarządu oraz organów nadzoru. Bywa też tak, że profilowana osoba prowadzi zwykłą działalność gospodarczą (CEIDG), ale jest również członkiem rady stowarzyszenia fundacji (KRS). Łowca danych połączy te dwie informacje i stworzy pełny profil.

Niech już PESEL będzie głównym identyfikatorem w sektorze publicznym i poza nim, chociażby w prywatnej służbie zdrowia. Tyle że niech zostanie zaszyfrowany. To byłby krok we właściwym kierunku.

Jest jeszcze jedna metoda na łowcę danych. Być świadomym tego, co o sobie można znaleźć w rejestrach publicznych i w internecie. Sypać celowo cyfrowe okruchy, by nad nimi pochylili się ciekawscy. Wystawić swój autoryzowany biogram. To w większości przypadków wystarczy. Zawsze można też skorzystać z prawa do bycia zapomnianym w wyszukiwarkach internetowych. Nie dotyczy to jednak rejestrów publicznych. Tam będziemy widoczni zawsze.

Polityka 38.2016 (3077) z dnia 13.09.2016; Nauka; s. 62
Oryginalny tytuł tekstu: "Łowcy danych"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną