W sieci łowców danych wpadają grube ryby i płotki, osoby prywatne i publiczne, firmy i fundacje. Łowią dane, by przygotowywać profile osobowe. Warto przecież wiedzieć więcej o naszym rozmówcy, partnerze biznesowym lub konkurencie. Nie dać się zaskoczyć cudzym życiorysem, majątkiem lub poglądami. Profil pomoże pominąć drażliwe kwestie wieku lub pochodzenia. Ułatwi nawiązanie nici sympatii, gdy się dowiemy, że chodziło się do jednej szkoły albo jest się z tej samej miejscowości. To poziom podstawowy. Lecz w biznesie na podstawie profilu osobowego zapadają decyzje, czy przyznać nam kredyt, na jakich warunkach nas ubezpieczyć, wreszcie, czy przyjąć nas do pracy. W polityce sztaby wyborcze rozpracowują wręcz pojedynczych wyborców i pod nich szykują wystąpienia swoich mocodawców. Z drugiej strony strażnicze organizacje pozarządowe profilują polityków i urzędników, by mieć na oku ich słowa i czyny. Nie zapomnijmy o służbach specjalnych i dziennikarzach: profilowanie to często ich specjalność.
Łowca przegląda więc wyniki zamówień publicznych, dane z Centralnej Ewidencji Pojazdów (część CEPiK), Centralnej Ewidencji i Informacji o Działalności Gospodarczej (CEIDG) oraz Krajowy Rejestr Sądowy (KRS). Niezwykle pomocne są wyspecjalizowane portale wykorzystujące informacje z sektora publicznego, zgodnie z doktryną otwartego państwa. Mają jak najbardziej legalny dostęp do 1 317 488 numerów PESEL, czyli Powszechnego Elektronicznego Systemu Ewidencji Ludności. Dorzuciwszy dostęp do ok. 16,5 mln ksiąg wieczystych – można pozyskać poprzez internet numer PESEL dowolnej osoby w Polsce. Nic dziwnego, że histeria, jaką rozpętały media wokół tzw. wycieku danych z PESEL, zaś w rzeczywistości prawnie dozwolonego poboru informacji z tego rejestru przez kancelarie komornicze, budzi zdumienie.