Uczymy się o nich w szkole, a gdy zwiedzamy Wawel, są obowiązkowym punktem programu tuż obok głów w kasetonach z Sali Poselskiej. Nic dziwnego, bo te tkaniny z barwionej wełny, jedwabiu oraz nici metalowych są bezcenne nie tylko dlatego, że jest na nich kilka kilogramów złota i srebra. To największe w Europie jednorazowe zamówienie, którego wykonanie zajęło najlepszym brukselskim warsztatom tkackim ok. 10 lat.
Co prawda za największego kolekcjonera tkanin epoki renesansu uchodził król Anglii Henryk VIII, ale jego zbiory prawie się nie zachowały, tymczasem z zamówionych w połowie XVI w. przez ostatniego Jagiellona ok. 160 gobelinów mamy aż 136 i tylko dwa są dziś poza Wawelem. Najbardziej imponujące to 19 arrasów ze scenami przedstawiającymi dzieje pierwszych rodziców, Noego i budowę wieży Babel; 44 to werdiury, czyli krajobrazy ze zwierzętami egzotycznymi i fantastycznymi, oraz tkaniny z herbami Polski i Wielkiego Księstwa Litewskiego i monogramami Zygmunta Augusta.
Bogactwo tkaniny, doskonałe odtworzenie postaci i żywe kolory miały robić wrażenie i podnosić prestiż króla i dworu, dlatego po przyjeździe na Wawel w 1553 r. zaprezentowano je na weselu z Katarzyną Habsburżanką, a potem wieszano, by podkreślić wagę kolejnych uroczystości. W XX w. zawisły w krużgankach podczas pogrzebu prochów Słowackiego (1927 r.), z okazji 600-lecia koronacji Kazimierza Wielkiego (1933 r.) czy wizyty Jana Pawła II (2002 r.). Ale to nie jedyne wycieczki, jakie odbyły. Lektura „Dziejów arrasów Zygmunta Augusta” Marii Hennel-Bernasikowej uzmysławia, jak wiele zbiegów okoliczności sprawiło, że kolekcja nie uległa zniszczeniu i rozproszeniu jak wiele innych.
Kolekcja wędrowna
Tuż po śmierci Zygmunta Augusta, zgodnie z testamentem, tapiserie podzielono na trzy części i oddano jego trzem siostrom – Annie, Zofii i Katarzynie.