Postęp techniczny przyspiesza, wystarczy spojrzeć na nagłówki prasowe. I na sklepowe półki, na których co kilka miesięcy następuje wymiana smartfonów na nowe, jeszcze większe i lepsze. Samochody już dawno przestały być urządzeniami do transportu, są teraz mobilnymi centrami komunikacyjno-rozrywkowymi nafaszerowanymi elektroniką i sztuczną inteligencją. Kierowca zaczyna coraz bardziej przeszkadzać swoją ludzką nieprzewidywalnością, więc upowszechnia się pomysł, by go wyeliminować z gry. Stanie się zbędny, podobnie jak sto lat temu silnik spalinowy okazał się wyrokiem na konie.
Nadchodzi nowa era maszyn, przekonują Erik Brynjolfsson i Andrew McAfee w książce bestsellerze „The Second Machine Age” (Drugi wiek maszyn). Dowodzą w niej, że na skutek inwazji nowych, inteligentnych technologii, ludzkość czeka podobna zmiana, jaką wcześniej wywołało upowszechnienie się nowych form wytwarzania energii opartych na parze i elektryczności. Mechanizacja umożliwiła rewolucję przemysłową i doprowadziła do wielkiej przemiany struktury społeczno-gospodarczej.
Teraz ma być podobnie, ale też inaczej. Inaczej, bo do gry wkraczają maszyny nowej generacji – automaty zdolne do zastąpienia nie tylko pracy ludzkich rąk, ale także mózgu. Automatyczne pojazdy zdolne do poruszania się bez kierowcy to tylko jeden, choć nie jedyny przykład nadchodzących zmian. Jeśli Brynjolfsson i McAfee mają rację, to już niedługo teksty w POLITYCE będą pisać automaty. W Polsce chroni nas jeszcze egzotyka polszczyzny, ale w Stanach Zjednoczonych systemy oparte na sztucznej inteligencji wypierają dziennikarzy już od kilku lat. A napędzani faustowską ambicją inżynierowie testują je w kolejnych nowych rolach: kompozytorów, autorów powieści, lekarzy diagnostów.
Zapowiedzi przekładają się na konkretne prognozy dotyczące rynku pracy.