Początek roku dobitnie pokazał, że wbrew niefortunnej wypowiedzi ministra zdrowia smog w Polsce nie jest problemem teoretycznym, lecz wyraźnie wyczuwalnym i bardzo poważnym. Minister Morawiecki – wywołany do tablicy przez premier Szydło – zaproponował właśnie szereg pomysłów na walkę ze smogiem. Czy można powiedzieć, że mamy już strategię?
Jedynym pozytywnym efektem największego od lat epizodu smogowego jest przedzieranie się do świadomości społecznej faktu, że w Polsce podstawowym źródłem lokalnego zanieczyszczenia powietrza smogiem (węglowym, siarkowym, typu londyńskiego – nosi różne nazwy), czyli trującą miksturą dymu i drobinek wody, jest przede wszystkim kilka milionów przestarzałych pieców i kotłów oraz tego, co i w jakich ilościach się w nich spala. Przez okrągły rok wykorzystywane są do ogrzewania wody użytkowej, a w sezonie grzewczym dodatkowo również kaloryferów w polskich gospodarstwach domowych. Ponad 70 proc. ciepła w Polsce produkuje się z węgla, który jest brudnym paliwem. Co gorsza, w domowych paleniskach bardzo często spalane są wciąż muły, miały węglowe czy flotokoncentraty, czyli paliwa węglowe, które w innych krajach od lat nie są w ogóle dopuszczone do sprzedaży detalicznej ze względu na ilość zanieczyszczeń. Ponieważ 7 na 10 domów w Polsce jest ocieplonych słabo lub wcale, opały zużywają ogromne ilości.
Rząd zaproponował kilka pomysłów m.in. dotyczących wprowadzenia norm na kotły oraz na węgiel, a także kontroli jakości spalin w samochodach. Pomysły należy generalnie pochwalić, choć oczywiście diabeł tkwi w szczegółach.
Dobra wiadomość jest taka, że w walce ze smogiem nie jesteśmy skazani na przegraną.